niedziela, 8 czerwca 2025

Recenzja Satan's Sigh „Impaled Nazareno”

 

Satan's Sigh

„Impaled Nazareno”

Murder Rec. / Auditive Cut Rec. / Subterrâneo Maldito Rec. 2025

 


Przed chwilą w decku kręciła się taśma Orgia Nuclear, to pozostajemy w temacie. Zarówno pod względem nośnika, jak i geograficznym, bowiem Satan’s Sigh także pochodzą z kraju, w którym odbywa się największy karnawał na świecie. W temacie muzycznym też daleko nie uciekamy, bowiem esencją twórczości Satan’s Sigh jest hołd dla staroszkolnego metalu. Co prawda nie speed czy thrash, a death / black metalu, zagranego jednak z charakterystycznym dla Ameryki Południowej sznytem. W zasadzie, słuchając tych nagrań nie sposób nie odnieść się w pamięci do takich nazw jak Masacre, Sarcofago czy Mystifier (aczkolwiek chwilami też da się wyłapać lekkie wpływy amerykańskiej szkoły death metalu, choćby pod tytułem Massacre). Ilość surowizny, wkurwienia i antychrześcijańskiego przesłania występuje w tych piosenkach w podobnym stężeniu, a podgrzewający temperaturę krwi młodzieńczy gniew wyrażany jest w podobnie prosty, bezpośredni sposób. Tutaj nikt nie bawi się w wymyślne melodyjki czy wielokrotnie łamane struktury utworów. „Impaled Nazareno” jest proste jak sam tytuł. To muzyczne uosobienie prostaka, który wali piąchą w ryj każdemu, kto pyta go, czy już odnalazł Jezusa. Kompozycje Satan’s Sigh są zazwyczaj szybkimi i krótkimi strzałami, opartymi na prostej sekcji rytmicznej i riffowaniu stylistycznie sprzed circa czterdziestu lat. Przy okazji, pojawia się także kilka przerywników w postaci rytualnych czy filmowych sampli, bardzo efektywnie pogłębiających satanistyczny klimat tego wydawnictwa. Co mi się najbardziej na nim podoba, to wspomniana surowizna i konsekwencja. Słychać, że muzycy doskonale czują klimat lat minionych, lecz bynajmniej nie silą się na dosłowne kopiowanie kogokolwiek, albo przynajmniej wszelkie podobieństwa mają głęboko w dupie. Podobnie zresztą jak ja, bo „Impaled Nazareno” przemawia do mnie bardzo głośno i wyraźnie. Mankamenty? No jest jeden, w postaci „Cold Dark”. To nieco dłuższy niż pozostałe, zdecydowanie najwolniejszy kawałek (w pewnym momencie wchodzący trochę w Morbid Angel), który nie do końca mi w tym miejscu pasuje. Bo pojawiając się niemal dokładnie w środku płyty odrobinę zaburza jej płynność. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej byłoby umieścić go na końcu, bowiem tam pasowałby jak ulał. Poza tym jednak większych uwag nie zgłaszam. Debiut Satan’s Sigh jest na pewno materiałem obiecującym, zarazem pozycją obowiązkową do sprawdzenia przez miłośników grania z tamtej części świata. Bardzo solidna rzecz.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz