Satan's
Sigh
„Impaled Nazareno”
Murder Rec. / Auditive Cut Rec. / Subterrâneo Maldito
Rec. 2025
Przed chwilą w decku kręciła się taśma Orgia
Nuclear, to pozostajemy w temacie. Zarówno pod względem nośnika, jak i
geograficznym, bowiem Satan’s Sigh także pochodzą z kraju, w którym odbywa się
największy karnawał na świecie. W temacie muzycznym też daleko nie uciekamy,
bowiem esencją twórczości Satan’s Sigh jest hołd dla staroszkolnego metalu. Co
prawda nie speed czy thrash, a death / black metalu, zagranego jednak z
charakterystycznym dla Ameryki Południowej sznytem. W zasadzie, słuchając tych
nagrań nie sposób nie odnieść się w pamięci do takich nazw jak Masacre,
Sarcofago czy Mystifier (aczkolwiek chwilami też da się wyłapać lekkie wpływy
amerykańskiej szkoły death metalu, choćby pod tytułem Massacre). Ilość
surowizny, wkurwienia i antychrześcijańskiego przesłania występuje w tych
piosenkach w podobnym stężeniu, a podgrzewający temperaturę krwi młodzieńczy
gniew wyrażany jest w podobnie prosty, bezpośredni sposób. Tutaj nikt nie bawi
się w wymyślne melodyjki czy wielokrotnie łamane struktury utworów. „Impaled
Nazareno” jest proste jak sam tytuł. To muzyczne uosobienie prostaka, który
wali piąchą w ryj każdemu, kto pyta go, czy już odnalazł Jezusa. Kompozycje
Satan’s Sigh są zazwyczaj szybkimi i krótkimi strzałami, opartymi na prostej
sekcji rytmicznej i riffowaniu stylistycznie sprzed circa czterdziestu lat.
Przy okazji, pojawia się także kilka przerywników w postaci rytualnych czy
filmowych sampli, bardzo efektywnie pogłębiających satanistyczny klimat tego
wydawnictwa. Co mi się najbardziej na nim podoba, to wspomniana surowizna i
konsekwencja. Słychać, że muzycy doskonale czują klimat lat minionych, lecz
bynajmniej nie silą się na dosłowne kopiowanie kogokolwiek, albo przynajmniej
wszelkie podobieństwa mają głęboko w dupie. Podobnie zresztą jak ja, bo
„Impaled Nazareno” przemawia do mnie bardzo głośno i wyraźnie. Mankamenty? No
jest jeden, w postaci „Cold Dark”. To nieco dłuższy niż pozostałe, zdecydowanie
najwolniejszy kawałek (w pewnym momencie wchodzący trochę w Morbid Angel),
który nie do końca mi w tym miejscu pasuje. Bo pojawiając się niemal dokładnie
w środku płyty odrobinę zaburza jej płynność. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej
byłoby umieścić go na końcu, bowiem tam pasowałby jak ulał. Poza tym jednak
większych uwag nie zgłaszam. Debiut Satan’s Sigh jest na pewno materiałem
obiecującym, zarazem pozycją obowiązkową do sprawdzenia przez miłośników grania
z tamtej części świata. Bardzo solidna rzecz.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz