wtorek, 10 czerwca 2025

Recenzja Szern „Antyziemia”

 

Szern

„Antyziemia”

Putrid Cult 2025

Szern to nowy, solowy projekt na polskiej scenie, o którym nic mi w sumie nie wiadomo, poza tym, że muzyk za tą nazwą stojący pochodzi z Wrocławia. Szóstego czerwca ukazała się jego debiutancka płyta, która objawiła się światu nagle niczym supernowa, ale czy zabłyśnie jak ona? To ocenią odbiorcy, którzy sięgając po ten krążek mogą spodziewać się dziewięciu kawałków plus inteligentnej przeróbki „Hej Czy Nie Wiecie” zespołu KULT i w związku z tym pomyślicie pewnie, że Szern to przedstawiciel alternatywnego rocka, ale nie, bo muzyka zawarta na „Antyziemia” to black metal. Jest to współczesne jego ujęcie, które mocno kojarzy mi się z tak zwanym „miejskim black metalem” i co za tym idzie takimi jego przedstawicielami jak chociażby Zmarłym czy Sznur. Tak w istocie trudno w tym przypadku mówić o black metalu, ponieważ poza użytymi formami kostkowania i wokalami to niczym innym do tego gatunku nie nawiązuje. Jest to po prostu solidne, metalowe granie, w którym czarcie tremolo spotykają się z tradycyjnymi akordami. Całość układa się w dość intensywną muzę, która paradoksalnie nie zadziwia prędkościami czy też szczególną ostrością. Dźwięki w tutejszych kompozycjach płyną w średnich tempach, racząc słuchaczy gęstymi teksturami, w których nieustannie prowadzą dialog wyżej wspomniane techniki gry na gitarze. Kreślą one stonowane melodie o refleksyjnym charakterze, ale potrafią także przerodzić się w szybsze biczowanie i posypać szronem. Jednakże większość tego materiału stanowią łatwo wpadające w ucho, wijące się wysokotonowe zagrywki oraz rytmiczne riffy, które budują energetyczne i zarazem nieco melancholijne linie. Dużą rolę na tym krążku odgrywa brzmienie, które jest bardzo mocne i gęste, co dodatkowo wzmacnia gruby bas, ale podczas pierwszych chwil spotkania z „Antyziemia” można odnieść wrażenie, że perkusja jest zbyt anemiczna, lecz to odczucie po dłuższym obcowaniu z Szern znika, bo to całkiem świetny kontrast dla obydwu silnych wioseł. Na uwagę zasługują wokalizy, których szorstka barwa robi wrażenie, ateksty cedzone w rodzimym języku są w pełni zrozumiałe i naprawdę warto się w nie wsłuchać. Za nie należy się piątka z plusem, ponieważ ciężar i wartość niewątpliwie posiadają. Wydawnictwo ciekawe i odbiegające od diabelskich klimatów, ale wyłaniające się z najciemniejszych zaułków naszych miast. Warto się zapoznać.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz