Chaos Inception
„Vengeance Evangel”
Lavadome Prod. 2025
Kto lubi
„Formulas Fatal to the Flesh” łapka w górę! Trzynaście lat po
wydaniu “The Abrogation” Chaos Inception nadciąga z płytą numer trzy, która
rozpoczyna się totalnie w klimacie wspomnianego przed chwilą klasyka Morbid
Angel. I to w zasadzie pod każdym względem, bo i brzmienie „Vengeance Evangel”
jest podobnie przytłumione i duszne, i praca perkusji mocno przypomina sposób
gry Sandovala, że o liniach gitarowych nie wspomnę. Kto zespół z Alabamy zna,
powie, że żadna nowość. Może i prawda. Widać chłopaki należą do tego rodzaju
muzyków, którzy trzymają się obranej przez sobie na samym początku ścieżki i
nie w głowie im figle. A że ich twórczość do oryginalnych nie należy… Komu to
przeszkadza, skoro mamy tu do czynienia z tak umiejętnym nawiązaniem do twórców
gatunku. Nowy krążek Chaos Inception to czterdzieści minut klasycznego,
staroszkolnego death metalu na najwyższym poziomie. Wali stąd Florydą na
kilometr i ukryć się nie da, że Chaos Inception najbardziej ukochali pierwszą
połowę lat dziewięćdziesiątych. Co najważniejsze, nie zrzynają z nich „na pałę”,
lecz umiejętnie wykorzystują pobrane z tamtego okresu lekcje. Na „Vengeance
Evangel” znajdziecie zarówno fragmenty zagrane na pełnych obrotach, będące
niczym potężny taran, burzący wszystko na swojej drodze, jak i bagienne
zwolnienia, przy których riffy sączą się niczym szlam, płynąc powolnie i majestatycznie.
Wspomniałem, że sporo w tej muzyce klimatu Morbid Angel, ale nie tylko. Śmiało
można stwierdzić, iż Angelcorpse (w partiach najszybszych i solówkach) czy
Monstrosity (fragmenty wolniejsze i wokale) także odcisnęły na Chaos Inception
swoje piętno. Te sprawdzone wzorce wykorzystane zostały we własny, autorski
sposób, dzięki czemu powstała płyta zabójczo masywna, w sposób doskonały
oddająca hołd złotej erze death metalu. Zresztą słuchając jej, można odnieść
wrażenia, jakby właśnie z tamtych czasów pochodziła, bo wszystko tu jest
niezwykle organiczne i szczere do bólu. Szkoda, że Amerykanie nie nagrywają
częściej, ale nawet jeśli na ich kolejny album przyjdzie mi poczekać kolejnych
kilkanaście lat, to i tak wiem, że będzie to prawdziwe dzieło zniszczenia. Póki
co mogę napawać się „Vengeance Evangel”. Jest czym.
- jesusatan