niedziela, 16 lutego 2025

Recenzja Voodus „Emanating Sparks”

 

Voodus

„Emanating Sparks”

Shadow Records / Regain Records 2025

Moje pierwsze spotkanie z tą szwedzką kapelą mogę zaliczyć jedynie do średnio udanych, bowiem ich drugi album, który ukaże się 28 lutego jest średni. Muzyka Voodus to taka „wypadkowa”, na którą składa się kilka czynników. Są nimi połączone wpływy różnych zespołów, które wspólnie złożyły się na „Emanathing Sparks”, będącym typowym przedstawicielem albumów, zawierających mainstreamowy i współczesny black metal. W moim odczuciu to fuzja wszystkiego co atrakcyjne i w miarę bezpieczne na scenie Królestwa Szwecji. Słuchając Voodus nikt nie pokaleczy swoich uszu jadowitymi wokalami ani ostrym i zimnym brzmieniem. Riffy poszczególnych kawałków nie wywołają dreszczy i nie poranią nikogo. Ponure akordy nie pokołyszą rytualnie oraz nie sprowadzą mroku na Wasze dusze, bo takich tu nie uświadczycie. W zamian dostaniecie swoisty miszmasz, w którym bez trudu odnaleźć można pierwiastki Watain, Dissection i Valkyrja. Voodus w swoich kompozycjach zestawił stonowaną agresywność z majestatycznymi melodiami, a także sprawnie zespolił black metalowe kostkowanie z cięższym o nieco doomowym wydźwięku biciem strun, które wspomagane przez oszczędnie użyte klawisze i sentymentalne solówki, wprowadza trochę kontemplacyjnego klimatu. Pomimo dość dużej dynamiczności tutejszych utworów, w których przeplatają się wzajemnie tremolo i klasyczne formy metalowego grania, to całość posiada ciepłą i wygładzoną barwę, szczególnie uwydatniającą się podczas wolniejszych i nastrojowych momentów. Zresztą generalnie materiał ten jest zbytnio (jak dla mnie) ugrzeczniony, zarówno pod względem brzmieniowym i charakterologicznym. Odnoszę wrażenie, że Szwedzi skupili się raczej na uzyskaniu czegoś romantycznego i wysublimowanego niż na zsyłaniu na potencjonalnego słuchacza, zła i mizantropii. Mocno zachowawczy black metal, asekuracyjnie wypośrodkowany w każdym aspekcie tak, aby spodobać się jak największej liczbie odbiorców. Pomoże mu w tym kilka efektownych zagrywek oraz melancholijne chwytliwości, których ten kwartet nie szczędzi. Nie dla mnie.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz