czwartek, 6 lutego 2025

Recenzja Indian Nightmare “Banished into Endless Chaos”

 

Indian Nightmare

“Banished into Endless Chaos”

High Roller Rec. 2025

Nie wiem, jaka jest geneza powyższej nazwy, bo akurat Indianie mi się nie śnią, a bynajmniej nie miewam o nich koszmarów. Może to nawiązanie do klasycznego „Manitou” Mastertona? Choć pewnie coś zupełnie innego. Mniejsza jednak ze zgadywankami. Indian Nightmare to twór skupiający w swoich szeregach muzyków z Niemiec, Indonezji, Meksyku i Turcji. Kwartet ten zdążył już nagrać dwa pełne albumy, ale dopiero teraz ich materiał, w postaci EP-ki, trafił pod moje strzechy. Są to trzy kawałki, o łącznym czasie nie przekraczającym piętnastu minut, będące mieszanką heavy (bardziej) i speed (nieco mniej) metalu. Stwierdzić muszę obiektywnie, iż EP-uś ten ma swoje dobre, jak i słabe strony. Na pewno do mocnych punktów należy sama zawartość czysto muzyczna. Bez silenia się na wyloty w kosmos, panowie korzystają z tego, co klasyka oferowała dawno, dawno temu. Ich kompozycje to granie z „zarania dziejów”, aczkolwiek w podkręconym dość mocno tempie. Znajdziecie tu od cholery heavymetalowych melodii, czasem zahaczających o thrash z lat osiemdziesiątych, a biorąc pod uwagę współczesną tendencję do przekoloryzowania, nawet posiadających lekki odcień koloru czarnego. Gitarzyści wycinają ostre jak żyletka akordy, najprawdopodobniej po zażyciu jakichś środków przyspieszających bicie serca, nawiązujących do mistrzów starej szkoły, starając się zagrać starą muzykę na własny, autorski sposób. Wychodzi im z tego bardzo porządny, oddający ducha starych czasów materiał. Absolutnie nic nie można tym piosenkom zarzucić pod względem technicznym czy aranżacyjnym. W tym temacie spotykamy się niemal z perfekcją. Bo linie gitarowe, to jest autentycznie coś genialnego dla maniaków grania sprzed czterech dekad. Co mi się zatem nie podoba? Nie wiem, może to jakieś moje „widzimisie”, ale za dużo tutaj wysokich wokali. Zwłaszcza, że chwilami wpadają one w ten totalnie piskliwy, parodiowany kiedyś przez Massacration ton. Wiecie, co mam na myśli? Nie jest to element dyskwalifikujący „Banished into Endless Chaos” jako całość, jedynie taki drobny kamyczek w moim bucie. Jeśli nosicie sandały, to raczej nie powinniście mieć z tym problemu. Obiektywnie są to bowiem naprawdę dobre heavymetalowe piosenki. A ja heavy metalu słucham naprawdę rzadko, więc fakt, że się przy „Banished into Endless Chaos” na chwilę zatrzymałem o czymś jednak świadczy.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz