środa, 19 lutego 2025

Recenzja Hirax „Faster Than Death”

 

Hirax

„Faster Than Death”

Armageddon Label 2025

Zachęcony przez ostatnie, bardzo silne wydawnictwa weteranów sceny, postanowiłem sprawdzić przy okazji najnowszy, szósty album amerykańskiego Hirax. Tak się akurat złożyło, że jego premiera przypada dokładnie na czterdziestolecie założenia kapeli. Pewnie od razu zauważycie, że niewiele se chłopaki nagrali, lecz mając na uwadze długaśną przerwę w działalności, w sumie tak źle to nie wypada. „Faster Than Death”… Kurwa, w sumie to nie wiem do czego tytuł ten pije. Na pewno nie do zawartości tego krążka, która to, mimo iż zdarzają się fragment szybkie, oscyluje raczej w tempie punkowym, czyli średnim. Patrząc jednak na zadziorność riffów, nie skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że z wiekiem panowie dziadkowie zapomnieli czym jest szybkości. Aż tak źle z ich głowami chyba nie jest, bo te nowe piosenki mają w sobie naprawdę spory ładunek agresji i bynajmniej nie sprawiają wrażenia nagranych „z konieczności”. Album ten ma swój niezaprzeczalny flow, i potrafi mocno rozbujać. Muzycy zdają się być w bardzo dobrej formie i na pewno nie zapomnieli jak wycina się na gitarach staroszkolne, crossoverowe akordy. Nie tylko gitarzyści zresztą, bo i wokalom absolutnie nic zarzucić się nie da. Są jadowite jak zawsze, pełne energii, chwilami przypominające równie wiekowego, a zawsze z głosem jak dzwon, Chucka Billy, a i pracownik fizyczny stukać jeszcze zdrowo potrafi. Oczywiście biorąc pod uwagę rodowód zespołu, ciężko byłoby mówić o „wpływach” czy inspiracjach pokroju D.R.I., Overkill czy Nuclear Assault, bowiem zespoły te współtworzyły scenę w latach osiemdziesiątych, zatem można jedynie, co nie jest niczym nowym, wspomnieć o podobieństwach. Bo to ta sama stara szkoła, a w przypadku Hirax działająca po dziś dzień. Porywające do tańca thrashowe i thrashopodobne riffy, wokalne chórki, taneczne rytmy i śpiewne refreny – ot cała zawartość „Faster Than Death”. Sprawiająca, że na twarzy każdego starego maniaka wyląduje olbrzymi banan. Odpowiadając jednak na zadane wcześniej pytanie dotyczące tytułu… Album ten trwa zaledwie dwadzieścia dwie minuty, więc faktycznie przelatuje dość szybko. Dla mnie trochę za szybko, bo przydałyby się z dwie – trzy dodatkowe kompozycje. Może na więcej nie starczyło weny, ale zawsze lepiej nagrać mniej, niż się silić na więcej i zjebać. A Hirax bynajmniej nie zjebali. Dostarczyli kolejny krążek, który można spokojnie dopisać do ich wizytówki. Mi styka.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz