Bong-Ra
„Black
Noise”
Debemur Morti Productions 2025
Eksperymentalne
rzeczy nie bardzo mi leżą i sięgam po nie rzadko. Najnowsza, dziewiąta płyta
tego holenderskiego projektu trafiła do mnie więc przesłuchałem. Bong-Ra
założył Jason Köhnen w 1997 roku, ale to moje pierwsze spotkanie z jego muzyką.
Poprzednie płyty nie są zupełnie mi znane, lecz wiem, że sporo na nich można
znaleźć awangardy różnej maści. Ten krążek zawiera swoiste połączenie różnych
gatunków, co złożyło się na wypełnione wieloma odmiennymi od siebie dźwiękami
aranżacje, które o dziwo pasują do siebie jak ulał, ale jako całość trudne są
do sklasyfikowania. Składają się na nią gęste i ciężkie gitarowe riffy, łupiący
automat perkusyjny, sporo sampli, dronów i pasaży ambientowych oraz brutalnych
wokaliz. Fuzja tych wszystkich elementów zrodziła coś na kształt sludge-doom
metalu mocno doprawionego elektroniką i breakcore’m. Kłębi się to razem w
jednym kotle, z którego wypływa mroczna masa pełna dusznych i pokręconych
struktur. Gniotą, miażdżą, straszą najazdami posępnych dronów i burdonów,
wprowadzają w trans i robią mętlik w głowie chwilami połamanymi rytmami.
Mechaniczna muza, której nie powstydziłaby się niegdyś Cold Meat Industry.
Zimna i upiorna, okresowo niezrozumiała niczym ogrom kosmosu. Roztacza
niepokojącą swym wyrazem atmosferę, która potrafi zahipnotyzować, a także wręcz
poparzyć swoim żarem. Jej megalityczna architektura przytłacza, ale również
uspokaja, aby nagle rozerwać umysł na strzępy. Produkcja ta niesie ze sobą
przygnębiający klimat o ciężkim brzmieniu, którego okresowa statyczność może
wpędzić w stupor. Dziwny i jednocześnie przyciągający album. Zainteresowani
modernistycznym i diabolicznym graniem powinni być ukontentowani.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz