Black Witchcraft
“Stare into the Blackest
Depths of Hell”
Under the Sign of Garazel 2025
Ależ Garazel ma niesamowite otwarcie w tym roku! Po
Dead Monuments i Chao Abyssi nadszedł czas na debiutancki album Black
Witchcraft, i powiem wam, że z całej tej trójki jest to chyba najpotężniejszy
materiał. A na pewno najbardziej wściekły. „Stare into the Blackest Depths of
Hell” to niemal trzy kwadranse zagranego na pełnej kurwie północnego black
metalu. W zasadzie przez cały czas trwania tego krążka konfrontujemy się z
szalejącym gradobiciem. Muzycy absolutnie się nie oszczędzają, biczując ostrymi
jak brzytwa tremolo, z charakterystyczną dla drugiej fali nutą melodyczną,
rzadko kiedy spuszczając nieco z tonu. W tych średnio szybkich partiach
przewija się chwilami duch Carpathian Forest czy Darkthrone, lecz dość szybko
rozwiany zostaje przez kolejny atak nawałnicy blastów. Doprawdy, obcowanie z
tym krążkiem jest jak podróż koleją transsyberyjską na dachu lokomotywy, przy
wyjątkowo niesprzyjających warunkach pogodowych. Chciałbym podać jakiś
przykład, lecz, wierzcie mi, ten krążek jest tak niesamowicie spójny i równy,
że musiałbym albo wymienić wszystkie tytuły, albo żadnego, by pozostałych nie
skrzywdzić. Mimo wyśrubowanego tempa i bezlitosnego kostkowania, materiał ten
jawi się dość chwytliwym, choć nie od pierwszej odsłony. Osobiście dopiero po
chwili ochłonąłem, i wyłapałem ze wspomnianej zawieruchy te niesamowite
harmonie, wciągające niczym wir i robiące w głowie niezłą marmoladę. Jest na
tym krążku także kilka bardzo tanecznych momentów, jak w „Bestial Carnage”,
gdzie usłyszymy chyba najbardziej chwytliwy riff w całym tym bałaganie. Nie
wspomniałem jeszcze o wokalach, a wspomnieć o nich należy. Jeśli o muzyce
napisałem, że jest totalnie bezkompromisowa, to przybliżając „śpiew” Gavrona
musiałbym się powtórzyć. Facet zdziera struny głosowe do granic możliwości,
niczym opętaniec. Aby nie było zbyt jednolicie, czasem sobie krzyknie w
czystszej tonacji, albo zaskamle, by po chwili znów pluć jadem i krwią. Fantastycznie
ten materiał brzmi, klasyka lat dziewięćdziesiątych. Dzięki temu „Stare into
the Blackest Depths of Hell” słucha się wybornie. Nie wiem, co napisać w
podsumowaniu, by nie zabrzmiało to banalnie. Ja jestem tym albumem totalnie
rozjebany.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz