Grave
Infestation
„Carnage Gathers”
Invictus Prod. / Dark Descent Rec. 2025
Grave Infestation uderzają po raz drugi! Szczerze
mówiąc, ich debiutancki album, który ukazał się niemal trzy lata temu,
traktowałem trochę jak projekt kolesi z Ceremonial Bloodbath, i myślałem, że to
jednorazowy wyskok. Na szczęście panowie postanowili pociągnąć ten wózek dalej,
dzięki czemu możemy cieszyć się kolejnymi ośmioma numerami z ich obozu. Tyle
właśnie zawiera „Carnage Gathers”, czyli czterdzieści minut mistrzowsko
odtwórczego death metalu. Bynajmniej nie używam tutaj słowa „odtwórczy” ze
złymi intencjami. Faktem niezaprzeczalnym jest bowiem, że materiał ten to taki
patchwork. Składanka wszystkiego, co w staroszkolnym death metalu najlepsze.
Naprawdę, można by tę recenzję sprowadzić do stwierdzenia, że Grave Infestation
to mikstura klasyków pokroju Morgoth, Autopsy, Asphyx, Entombed, Incantation,
Cianide… i tak dalej, i tak dalej. Celowo wymieniam jedynie te najstarsze
nazwy, choć mógłbym dorzucić do koszyka kilka nieco młodszych, jak Grave Miasma
czy Cruciamentum. Jeśli z wszystkich tych zespołów wybierzemy najlepsze cechy,
ubierzemy je w przepięknie organiczne brzmienie, poskładamy tak, by nożna sama
chodziła, a w tle unosił się trupi swąd, to dostajemy dokładnie to, co zawiera
„Carnage Gathers”. Bez wchodzenia w blasty, opierając swoje kompozycje na
ciężkich, bujających riffach, Kanadyjczycy stworzyli album, którego słucha się
wyśmienicie, a gdybym nie miał uszu, to zapewne uśmiechałbym się dookoła głowy.
Naprawdę, każdy z tych kawałków to odskulowy cios ośmiokilowym młotem między
oczy, w każdym znajdziecie motyw do pomachania łbem, w wielu świetną solówkę
(chwilami bardziej melodyjną, taką powiedzmy w klimacie Gorement), fantastyczne
wokale (o barwie najbardziej przypominającej chyba Marc’a Grewe), i od cholery
ciężaru. Można sobie narzekać, że to nic nowego, że oto sobie muzycy
wygenerowali płytę ze znanych i lubianych wzorców. No to, kurwa, pokaż mi
zespół, który w te puzzle umie lepiej! Zapewne niewielu. Słucham tego krążka na
pętli nie wiem już który raz, i za każdym razem, kiedy obiecuję sobie, że to
już ostatnia rundka, a płyta się kończy, ponownie wciskam „play”. Odtwórczy
death metal? Więcej poproszę!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz