środa, 26 lutego 2025

Recenzja Putrid Offal „Obliterated Life”

 

Putrid Offal

„Obliterated Life”

Time To Kill Records (2025)

 


Francuski Putrid Offal działa na muzycznej scenie od 35 lat, przy czym zaliczył po drodze blisko 20-letnią przerwę. Dla fana starej szkoły metalu śmierci grupa kojarzona jest głównie za sprawą splitu z Exulceration z 1991, nota bene bardzo dobrego splitu. Mało kto jednak zauważył, że od czasu reaktywacji w 2013 Francuzi zarejestrowali trzy pełne albumy, przy czym ten trzeci, zatytułowany „Obliterated Life” ma ukazać się wiosną. Pracy domowej nie odrobiłem, poprzednich studyjniaków nie słyszałem, ale trudno mi oczekiwać w 2025 roku, że dla Putrid Offal czas się zatrzymał 35 lat temu. Do najnowszego materiału podszedłem więc bez żadnych oczekiwań i odszedłem od niego bez większych wrażeń i przemyśleń. Nie, że przesłuchałem materiał zły czy słaby – nic z tych rzeczy. Ale nie zostałem też oczarowani, ani nie znalazłem tu niczego, co by sprawiło, że chciałbym do „Obliterated Life” wrócić. Mamy tu do czynienia z dość czysto (ale nie płasko) brzmiącym deathgrindem, takim adekwatnym do naszych czasów. Brzmienie wykastrowane jest z muzycznej tożsamości i można by je przykleić do szeregu innych geriatryków, którzy od nastu lat otulani są solidną, ale trochę masową produkcją. Muzycznie nie można temu materiałowi za wiele zarzucić – riffy tną jak szatkownica, perkusista momentami wykręca imponujące (jak na taki staż kapeli) tempo, a w wolniejszych fragmentach nogawka podwiewa od basu. Trochę mniej słyszy mi się wokal, raczej daleki od bulgotów, skrzeków, głębokiego growlu, bliższy raczej krzyczanej tradycji, ale to już jest kwestia indywidualnego gustu. Słychać też - niestety, że nie jest to muzyka grana przez młodzieniaszków. Jest w tym graniu coś generycznego, coś pozbawionego młodzieńczej werwy i fantazji, coś co podkreślałoby pewną radykalność i dzikość tych dźwięków. W wolniejszych fragmentach wkrada się niestety jakieś randomowe, bezpłciowe riffowanie rodem z jakiegoś wielkolabelowego tworu. Tu jest raczej zgrabny i sprawny zryw 50-latka, ale jednak 50-latka. Podobne odczucia towarzyszyły mi na przykład przy odsłuchach ostatnich płyt Maceration, Morta Skuld czy Moondark, które choć niezłe i momentami łechtały mózg to nie łechtały jajec. I taki też jest ten nowy Putrid Offal. Jest OK, można posłuchać bez skrzywienia, ale „Obliterated Life” nie jest płytą ani potrzebną, ani taką, która zostanie w pamięci na dłużej.

 

                                                                                                                                             Harlequin




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz