wtorek, 11 lutego 2025

Recenzja Frightful „What Lies Ahead”

 

Frightful

„What Lies Ahead”

Godz ov War 2025

Frightful swoim debiutem otworzyli przed sobą z kopa drzwi do elity współczesnego krajowego death metalu. Jako iż zdecydowali się wydać „Spectral Creator” dla skośnookiego, nie wszyscy mieli okazję zapoznać się z nim na czas, przez co tamten  materiał nie zyskał, moim zdaniem, atencji, na jaką zasługiwał. Cieszę się zatem, że młodzi poszli po rozum do głowy, i oddali swoje nowe nagrania w ręce człowieka, który wie, co robi. Nie jest to jednak jedyna rzecz, która sprawia mi radość. Drugą, i najważniejszą, jest fakt, iż Frightful na drugim albumie poczynili zauważalny postęp. A biorąc pod uwagę, jak udanym materiałem był wspomniany debiut, nie jest to bez znaczenia. Stylistycznie niewiele się zmieniło. Gdańszczanie nadal nie wychodzą zbyt wyraźnie poza ramy melodyjnego death metalu. I od razu zaznaczam, żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie chodzi mi o In Flames, tylko o Dissection. Tego zespołu na „What Lies Ahead” jest chyba najwięcej, a na pewno więcej niż na debiucie. Tylko trzeba wziąć pod uwagę jedną, zasadniczą różnicę. Frightful absolutnie nie kopiują mistrzów. Z pełną premedytacją i świadomością czerpią inspiracje z „The Somberlain” czy „Storm of the Light’s Bane”, jednocześnie przerabiając tematyczne melodie na swój własny styl. Gdybym miał mówić o podobieństwach, to musiałbym wspomnieć o barwie i manierze wokalnej, oraz wspomnianej melodyce. Czym się Frightful od Szwedów różni? Ciężarem. Zdaje mnie się, że ich kompozycje są bardziej deathmetalowe, bardziej przygniatające (tylko pamiętajcie, że nie mówimy o wadze ciężkiej), z elementami do rytmicznego moshu. Żeby nie być gołosłownym, polecam na przykład „Into the Phantom Hearts”. No i do tego te wspaniałe, krótkie solówki, przy których można odpłynąć. Sposób w jaki chłopaki sobie poukładali, potem poprzeplatali i urozmaicili po swojemu klasyczne melodie, dodając do nich kapkę thrashowej klasyki (ale tak tyci-tyci), to jest dla mnie najwyższa półka. Ten album ma w sobie wszystko, całą gamę staroszkolnego grania z lat dziewięćdziesiątych. I do tego brzmi fantastycznie. Nie ma na tym krążku słabej piosenki. Nie ma uzupełniaczy. „What Lies Ahead” od początku do końca dostarcza muzykę na światowym poziomie. Tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co piszę, bo według mnie kolesie wskoczyli przynajmniej o poziom wyżej. Kurwa, a biorąc pod uwagę, że album ten z każdym kolejnym odsłuchem wgryza się w łeb jeszcze głębiej, i coraz bardziej absorbuje, boję się, że może mi spierdolić pożycie małżeńskie. Totalny sztos!

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz