piątek, 14 lutego 2025

Recenzja Repulsive „Fury Unleashed”

 

Repulsive

„Fury Unleashed”

Mad Lion Rec. 2025

Był już polski Dying Fetus? Nie? No to już, kurwa, jest! Powiem szczerze, że Amerykanie nieco znużyli mnie swoimi coraz to bardziej powtarzalnymi płytami, i jakoś w okolicy „Descend into Depravity” ostatecznie dałem sobie z nimi siana. I naprawdę nie przypuszczałem, że nagle, kilkanaście lat później, kilku naszych chłopaków, zresztą żadnych tam młodzieniaszków, bowiem mających bogatą przeszłość muzyczną, choćby pod takimi szyldami jak Horrorscope, Witchfuck, Infernal War czy Hetzer, skrzyknie się do kupy i w fantastyczny sposób styl Gallghera i spółki mi odświeży. „Fury Unleashed” to debiutancki materiał zespołu, zawierający czterdzieści minut brutalnego death metalu. Bardzo mocno osadzonym w stylu twórców „Killing on Adrenaline”, temu zaprzeczyć się nie da. Choćby przez rzucającą się w uszy od pierwszych chwil manierę wokalną, oraz głębię growla, jakim operuje Ulcer. Chłop gdyby mógł, pewnie zwymiotowałby własną okrężnicę, i tak po prawdzie niewiele mu ku temu brakuje. Jednocześnie cedzi swoje liryczne racje w bardzo charakterystyczny dla „pierwowzoru” sposób, rzucając słowami niczym mięsem, w sposób mało czytelny, tudzież całkowicie niezrozumiały. Czyli na zasadzie dodatkowego instrumentu, a nie bajarki czy kaznodziei. Podobnie maja się sprawy z liniami gitarowymi. Te, dzięki świetnym melodiom, często prowokują do motorycznego napierdalania łbem, zarówno w tempie średnio szybkim co i przyspieszonym. Jednocześnie kompozycje Repulsive pełne są łamanych akordów, zwolnień, przystanków i nagłych zrywów. Teoretycznie nic to nowego, bo przecież Amerykanie też w podobny sposób układali swoje „kafarowe piosenki”. Jak to się jednak mówi, diabeł tkwi w szczegółach. W tym przypadku także nieodkrywczych. Nasze chłopaki zaczerpnęli bowiem inspiracje z najwcześniejszego etapu działalności Dying Fetus, dodatkowo, niczym kameleon, bacznie obserwując odłam zespołu pod tytułem Misery Index.  Wybierając co najlepsze z obu tych tworów, jeszcze zanim oba zaczęły zjadać własny ogon, lub skręcać w rejony „słodkawe”, dorzucając do tego nieco feelingu starej polskiej szkoły deathmetalowej z lat dziewięćdziesiątych, stworzyli odgrzewanego kotleta, który smakuje sto razy lepiej niż świeżutki tatar z nowoczesnej, wysterylizowanej linii produkcyjnej wspomnianych inspiratorów. Niech się panowie z Repulsive na mnie nie gniewają, bo może jestem ignorantem, ale na ich debiucie nie znajduję ani kapki innowacji (choć jestem w stanie się założyć, że jakiekolwiek nowinki mieli, tworząc ten materiał, w dupie). Znajduję za to idealnie połączenie najlepszych wzorców, posklejanych na własny sposób, fantastycznie oddających styl dwóch zespołów, które z czasem doznały lekkiej starczej impotencji. „Fury Unleashed” ma w sobie ten pierwotny pierwiastek, ten miażdżący czaszkę groove którym kiedyś imponowali Amerykanie. Jednocześnie brzmi fenomenalnie i zapewnie świeżość w staroszkolnym tego słowa znaczeniu. Oksymoron? Być może. Bardziej istotne, że ten krążek to po prostu czysty deathmetalowy wpierdol jak za dawnych lat. Ode mnie kolesie mają całkowitą rekomendację. Świetny debiut!

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz