Repulsive
„Fury Unleashed”
Mad Lion Rec. 2025
Był już polski Dying Fetus? Nie? No to już, kurwa,
jest! Powiem szczerze, że Amerykanie nieco znużyli mnie swoimi coraz to
bardziej powtarzalnymi płytami, i jakoś w okolicy „Descend into Depravity”
ostatecznie dałem sobie z nimi siana. I naprawdę nie przypuszczałem, że nagle,
kilkanaście lat później, kilku naszych chłopaków, zresztą żadnych tam
młodzieniaszków, bowiem mających bogatą przeszłość muzyczną, choćby pod takimi
szyldami jak Horrorscope, Witchfuck, Infernal War czy Hetzer, skrzyknie się do
kupy i w fantastyczny sposób styl Gallghera i spółki mi odświeży. „Fury
Unleashed” to debiutancki materiał zespołu, zawierający czterdzieści minut
brutalnego death metalu. Bardzo mocno osadzonym w stylu twórców „Killing on
Adrenaline”, temu zaprzeczyć się nie da. Choćby przez rzucającą się w uszy od
pierwszych chwil manierę wokalną, oraz głębię growla, jakim operuje Ulcer.
Chłop gdyby mógł, pewnie zwymiotowałby własną okrężnicę, i tak po prawdzie
niewiele mu ku temu brakuje. Jednocześnie cedzi swoje liryczne racje w bardzo
charakterystyczny dla „pierwowzoru” sposób, rzucając słowami niczym mięsem, w
sposób mało czytelny, tudzież całkowicie niezrozumiały. Czyli na zasadzie
dodatkowego instrumentu, a nie bajarki czy kaznodziei. Podobnie maja się sprawy
z liniami gitarowymi. Te, dzięki świetnym melodiom, często prowokują do
motorycznego napierdalania łbem, zarówno w tempie średnio szybkim co i
przyspieszonym. Jednocześnie kompozycje Repulsive pełne są łamanych akordów,
zwolnień, przystanków i nagłych zrywów. Teoretycznie nic to nowego, bo przecież
Amerykanie też w podobny sposób układali swoje „kafarowe piosenki”. Jak to się
jednak mówi, diabeł tkwi w szczegółach. W tym przypadku także nieodkrywczych.
Nasze chłopaki zaczerpnęli bowiem inspiracje z najwcześniejszego etapu
działalności Dying Fetus, dodatkowo, niczym kameleon, bacznie obserwując odłam
zespołu pod tytułem Misery Index. Wybierając
co najlepsze z obu tych tworów, jeszcze zanim oba zaczęły zjadać własny ogon,
lub skręcać w rejony „słodkawe”, dorzucając do tego nieco feelingu starej
polskiej szkoły deathmetalowej z lat dziewięćdziesiątych, stworzyli
odgrzewanego kotleta, który smakuje sto razy lepiej niż świeżutki tatar z
nowoczesnej, wysterylizowanej linii produkcyjnej wspomnianych inspiratorów. Niech
się panowie z Repulsive na mnie nie gniewają, bo może jestem ignorantem, ale na
ich debiucie nie znajduję ani kapki innowacji (choć jestem w stanie się
założyć, że jakiekolwiek nowinki mieli, tworząc ten materiał, w dupie).
Znajduję za to idealnie połączenie najlepszych wzorców, posklejanych na własny
sposób, fantastycznie oddających styl dwóch zespołów, które z czasem doznały
lekkiej starczej impotencji. „Fury Unleashed” ma w sobie ten pierwotny
pierwiastek, ten miażdżący czaszkę groove którym kiedyś imponowali Amerykanie.
Jednocześnie brzmi fenomenalnie i zapewnie świeżość w staroszkolnym tego słowa
znaczeniu. Oksymoron? Być może. Bardziej istotne, że ten krążek to po prostu czysty
deathmetalowy wpierdol jak za dawnych lat. Ode mnie kolesie mają całkowitą
rekomendację. Świetny debiut!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz