środa, 19 lutego 2025

Recenzja Labyrinthine Heirs „Labyrinthine Heirs”

 

Labyrinthine Heirs

„Labyrinthine Heirs”

I, Voidhanger Records (2025)

 


Gdy czytałem notkę promocyjną debiutanckiej płyty Labyrinthine Heirs, młodego kwartetu z Teksasu, której członkowie deklarują swój rodowód z różnych środowisk muzycznych i powołują się na takie grupy jak Shellac, The Jesus Lizard, kapele z labelu Touch & Go Records, jak i grupy pokroju Celtic Frost, StarGazer czy Howls Of Ebb, pomyślałem, że to może być „coś”. Włoska wytwórnia zdążyła już przyzwyczaić słuchaczy do zamiłowania do nieszablonowych zespołów, ale odważne powoływanie się na Touch & Go czy ikony noise rocka stanowi chyba pewne novum jeśli chodzi o  label z półwyspu apenińskiego. Pierwszy obrót „Labyrinthine Heirs” skutecznie ostudził mój entuzjazm,a kolejny tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że niczego wielkiego tutaj nie usłyszymy. Rzekłbym nawet, że jest to jedno z mniej interesujących wydawnictw spod bandery pająka, które słyszałem. Noise rocka i Touch & Go są tutaj śladowe ilości i sprowadzają się do nadmiernie używanych, dysonujących, pseudopostrockowych akordów i brzdąknięć, których zadaniem rzekomo miało być budowanie nastroju. Jeśli chodzi o wymienione powyżej inspiracje, to Teksańczykom najbliżej jest do Howls Of Ebb, ale jest to takie „poor man’s Howls Of Ebb”. Szeptano-syczące wokale stylizowane na gardłowego ekipy z San Francisco brzmią tutaj nad wyraz karykaturalnie, a nieustanne brząkanie gitar do żadnych muzycznych konkluzji tutaj nie prowadzi. W efekcie te pięć długawych kompozycji trochę się wlecze nie przynosząc żadnych muzycznych wzlotów, kulminacji, rozwinięcia obranej na początku trajektorii. Jedyny moment przełamania następuje w utworze zamykającym, gdzie pod jego koniec faktyczne mamy drobną wycieczkę w krainę Steve’a Albini i słyszymy jakiś mechaniczny, tłusty bas i jakieś podręcznikowe, postcorowe łamańce. Myślę, że wydawca trochę zrobił krzywdę Amerykanom przywołując takie porównania, gdyż zawartość muzyczna „Labyrinthine Heirs” nie spełnia przyrzeczonej obietnicy, a nawet ją pogrąża w tym marketingowym świetle. Ale nawet gdybym tej notki nie przeczytał, to z bólem serca musiałbym przyznać, że to nagranie po prostu mi się nie podoba, a w sporej części jest po prostu słabe.

           

                                                                                                                                             Harlequin


https://i-voidhangerrecords.bandcamp.com/album/labyrinthine-heirs

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz