sobota, 1 lutego 2025

Recenzja Chaos Inception „Vengeance Evangel”

 

Chaos Inception

„Vengeance Evangel”

Lavadome Prod. 2025

Kto lubi „Formulas Fatal to the Flesh” łapka w górę! Trzynaście lat po wydaniu “The Abrogation” Chaos Inception nadciąga z płytą numer trzy, która rozpoczyna się totalnie w klimacie wspomnianego przed chwilą klasyka Morbid Angel. I to w zasadzie pod każdym względem, bo i brzmienie „Vengeance Evangel” jest podobnie przytłumione i duszne, i praca perkusji mocno przypomina sposób gry Sandovala, że o liniach gitarowych nie wspomnę. Kto zespół z Alabamy zna, powie, że żadna nowość. Może i prawda. Widać chłopaki należą do tego rodzaju muzyków, którzy trzymają się obranej przez sobie na samym początku ścieżki i nie w głowie im figle. A że ich twórczość do oryginalnych nie należy… Komu to przeszkadza, skoro mamy tu do czynienia z tak umiejętnym nawiązaniem do twórców gatunku. Nowy krążek Chaos Inception to czterdzieści minut klasycznego, staroszkolnego death metalu na najwyższym poziomie. Wali stąd Florydą na kilometr i ukryć się nie da, że Chaos Inception najbardziej ukochali pierwszą połowę lat dziewięćdziesiątych. Co najważniejsze, nie zrzynają z nich „na pałę”, lecz umiejętnie wykorzystują pobrane z tamtego okresu lekcje. Na „Vengeance Evangel” znajdziecie zarówno fragmenty zagrane na pełnych obrotach, będące niczym potężny taran, burzący wszystko na swojej drodze, jak i bagienne zwolnienia, przy których riffy sączą się niczym szlam, płynąc powolnie i majestatycznie. Wspomniałem, że sporo w tej muzyce klimatu Morbid Angel, ale nie tylko. Śmiało można stwierdzić, iż Angelcorpse (w partiach najszybszych i solówkach) czy Monstrosity (fragmenty wolniejsze i wokale) także odcisnęły na Chaos Inception swoje piętno. Te sprawdzone wzorce wykorzystane zostały we własny, autorski sposób, dzięki czemu powstała płyta zabójczo masywna, w sposób doskonały oddająca hołd złotej erze death metalu. Zresztą słuchając jej, można odnieść wrażenia, jakby właśnie z tamtych czasów pochodziła, bo wszystko tu jest niezwykle organiczne i szczere do bólu. Szkoda, że Amerykanie nie nagrywają częściej, ale nawet jeśli na ich kolejny album przyjdzie mi poczekać kolejnych kilkanaście lat, to i tak wiem, że będzie to prawdziwe dzieło zniszczenia. Póki co mogę napawać się „Vengeance Evangel”. Jest czym.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz