poniedziałek, 17 lutego 2025

Recenzja Catharsis „Bitter Disdain XXX”

 

Catharsis

„Bitter Disdain XXX”

Mad Lion Rec. 2025 (Re-issue)

Zdarzyło wam się kiedyś znaleźć w starych, dawno nienoszonych jeansach przysłowiową “stówę”? Mi taką dziś wygrzebał włodarz Mad Lion Records. Będąc na studiach, miałem znajomego, który pewnego razu zaserwował mi, z kasety magnetofonowej, debiutancki album rodzimego Catharsis. Dosłownie się w nim zakochaliśmy, i wypiliśmy przy nim niezliczoną ilość browarów. Ceniliśmy go głownie dlatego,  że wyróżniał się z całego zalewu brutalnych, lub klasycznie brzmiących zespołów deathmetalowych na krajowym podwórku, będąc obok Violent Dirge pewnego rodzaju bardziej techniczną alternatywą gatunku. W tamtych czasach grać jak Death potrafiło niewielu. Tym bardziej fakt, iż Catharsis byli zespołem znad Wisły napawał nas pewnego rodzaju dumą. „Bitter Disdain” to w sumie niecałe pół godziny muzyki, jednak ilość wspaniałych riffów, w które ten krążek został zaopatrzony, zdecydowanie przebijał ówczesne standardy. Mimo, iż chłopaki nie byli w tamtym czasie muzykami doświadczonymi, poziom prezentowanych przez nich umiejętności potrafił zadziwiać. A biorąc pod uwagę, iż mieli łeb do klejenia kompozycji niebanalnych, zróżnicowanych, pełnych zarówno fragmentów klasycznie śmierćmetalowych, kopiących w twarz, z zagraniami inspirowanymi choćby wczesnym Cynic czy Atheist, nie było bata, żeby przy tym nie klęknąć, przynajmniej na jedno kolanko. Co, poza wspomnianymi gitarowymi harmoniami, było na tej płycie powalające, to linie basu. W podobny sposób wówczas potrafił grać na bezprogowym czterostrunowcu jedynie mistrz DiGiorgio. Tutaj mieliśmy nie tyle imitatora, co jednego z pierwszych, najzdolniejszych uczniów. Ponadto Catharsis urozmaicili swoje kompozycje kilkoma introsami, interludiami, czy zwijcie to sobie jak chcecie, w każdym bądź razie fragmentami budującymi napięcie między utworami właściwymi. Można gdybać, bo teraz inne czasy i inaczej to działa, ale tak sobie myślę, że gdyby chłopaki mieli w tamtych latach więcej szczęścia, to byliby dziś jednym z klasyków rozpoznawalnych na całym świecie. Bo rozkładając „Bitter Disdain” na czynniki pierwsze można by naprawdę napisać cały elaborat. Ja się od tego wstrzymam. Napomknę jedynie, że wydanie Mad Lion Records zawiera zremasterowaną wersję oryginalnych nagrań, co, moim zdaniem, biorąc pod uwagę jak sceptycznie jestem do wszelkich udoskonaleń uprzedzony, faktycznie pozytywnie wpłynęło na odbiór całości. Oczywiście nie dało się zatrzeć pewnych niedociągnięć, jakimi są niewątpliwie ścieżki perkusji, brzmiącej cholernie miękko, ale taki urok nagrywania w latach dziewięćdziesiątych, bez profesorskiego doświadczenia. Rysa na szkle? Bynajmniej. Dowód organiczności i świadectwo czasów, w których nagrania te zostały dokonane. Czego bym nie gadał, i jak bardzo się nie rozpływał, faktem jest dla mnie niepodważalnym, iż debiutancki materiał Catharsis był ich najlepszym, wyjątkowym, i światowej klasy albumem, który został bezlitośnie niedoceniony i niezauważony wyłącznie ze względu na ówczesne realia. Wspaniały diament z przeszłości!

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz