wtorek, 4 lutego 2025

Recenzja Funestus Bellum „The Sempiternal Night”

 

Funestus Bellum

„The Sempiternal Night”

Necroscope Blasphemia 2025

Necroscope Blasphemia zaczyna się rozkręcać. Dziś, dzięki tej wytwórni, po raz kolejny zaglądamy na kontynent południowoamerykański, konkretnie do Kolumbii. Oryginalnie materiał ten, stanowiący debiutancki krążek zespołu, ukazał się w połowie zeszłego roku. Założę się jednak, że ciężko byłoby znaleźć maniaka, który nagrania te słyszał, a tym bardziej posiadał ową wersję kasetową, stąd też wersja CD jest jak najbardziej pożądana. „The Sempiternal Night” to jakieś trzydzieści pięć minut death metalu. Jak słusznie można podejrzewać, znając przynajmniej pobieżnie tamtejsze rejony świata, death metalu dość prostego i surowego. Prostota przejawia się tutaj nie tylko w strukturze samych kompozycji, które składają się z raczej mało finezyjnych akordów, silnie nawiązujących do początkowej fazy rozwoju gatunku, kiedy to żadne wirtuozerie nie wchodziły jeszcze w rachubę. Czuć tutaj tej trybalny sznyt, tą pierwotną złość, oraz charakterystyczną dla tamtego kontynentu bezkompromisowość. Proste jest też brzmienie tych nagrań. Zdecydowanie garażowe, bardziej odpowiadające standardom demówkowym. Na przykład, nieco za głośno hula tutaj perkusja, która chwilami trochę zagłusza to, co dzieje się w liniach gitarowych. Ma to oczywiście swój urok, zwłaszcza jeśli ktoś takie niedociągnięcia traktuje jako wartość dodaną. Wracając do samych struktur… Numery Funestus Bellum nie łamią żadnych barier i utrzymane są w tempie średnim / średnio szybkim, z chwilowymi wejściami w blasty. Czyli, generalnie powiedzieć można, że znów standardy przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. W warstwie wokalnej mamy solidny, głęboki growl, osobiście kojarzący mi się mocno z barwą Masse Broberga. Aby muzyka ta nie była zbyt jednolita, Kolumbijczycy doprawili ją odrobiną filmowych sampli, całkiem niezłymi solówkami czy akustycznym wykończeniem. Kiedy ono już ostatecznie wybrzmi, zapada cisza, ale to jeszcze nie koniec. Odczekawszy chwilę znajdziemy jeszcze trzy dodatkowe numery w wersji live. Całkiem nieźle to wszystko gniecie i chwilami potrafi mocniej kopnąć w dupę, acz z drugiej strony nie są to kompozycje wybitne. „The Sempiternal Night” to solidna druga linia, płyta, która nie nudzi i zapewnia kilka miłych chwil. Pozycja nie tylko dla zatwardziałych kolekcjonerów.

- jesusatan




1 komentarz: