Funestus Bellum
„The Sempiternal Night”
Necroscope Blasphemia 2025
Necroscope Blasphemia zaczyna się rozkręcać. Dziś,
dzięki tej wytwórni, po raz kolejny zaglądamy na kontynent
południowoamerykański, konkretnie do Kolumbii. Oryginalnie materiał ten,
stanowiący debiutancki krążek zespołu, ukazał się w połowie zeszłego roku.
Założę się jednak, że ciężko byłoby znaleźć maniaka, który nagrania te słyszał,
a tym bardziej posiadał ową wersję kasetową, stąd też wersja CD jest jak
najbardziej pożądana. „The Sempiternal Night” to jakieś trzydzieści pięć minut
death metalu. Jak słusznie można podejrzewać, znając przynajmniej pobieżnie
tamtejsze rejony świata, death metalu dość prostego i surowego. Prostota
przejawia się tutaj nie tylko w strukturze samych kompozycji, które składają
się z raczej mało finezyjnych akordów, silnie nawiązujących do początkowej fazy
rozwoju gatunku, kiedy to żadne wirtuozerie nie wchodziły jeszcze w rachubę.
Czuć tutaj tej trybalny sznyt, tą pierwotną złość, oraz charakterystyczną dla
tamtego kontynentu bezkompromisowość. Proste jest też brzmienie tych nagrań.
Zdecydowanie garażowe, bardziej odpowiadające standardom demówkowym. Na
przykład, nieco za głośno hula tutaj perkusja, która chwilami trochę zagłusza
to, co dzieje się w liniach gitarowych. Ma to oczywiście swój urok, zwłaszcza
jeśli ktoś takie niedociągnięcia traktuje jako wartość dodaną. Wracając do
samych struktur… Numery Funestus Bellum nie łamią żadnych barier i utrzymane są
w tempie średnim / średnio szybkim, z chwilowymi wejściami w blasty. Czyli,
generalnie powiedzieć można, że znów standardy przełomu lat osiemdziesiątych i
dziewięćdziesiątych. W warstwie wokalnej mamy solidny, głęboki growl, osobiście
kojarzący mi się mocno z barwą Masse Broberga. Aby muzyka ta nie była zbyt
jednolita, Kolumbijczycy doprawili ją odrobiną filmowych sampli, całkiem
niezłymi solówkami czy akustycznym wykończeniem. Kiedy ono już ostatecznie
wybrzmi, zapada cisza, ale to jeszcze nie koniec. Odczekawszy chwilę znajdziemy
jeszcze trzy dodatkowe numery w wersji live. Całkiem
nieźle to wszystko gniecie i chwilami potrafi mocniej kopnąć w dupę, acz z
drugiej strony nie są to kompozycje wybitne. „The Sempiternal Night” to solidna
druga linia, płyta, która nie nudzi i zapewnia kilka miłych chwil. Pozycja nie
tylko dla zatwardziałych kolekcjonerów.
-
jesusatan
Jeszcze nie ma recenzji nowego Sukkhu? Miazga!!!!
OdpowiedzUsuń