piątek, 14 lutego 2025

Recenzja Fulaing „An End Held Dear”

 

Fulaing

„An End Held Dear” E.P.

Self-Release 2025

Teraz coś dla wielbicieli delikatniejszych dźwięków, bo Fulaing takie właśnie gra. Kapela ta powstała niedawno gdzieś w Karolinie Północnej i właśnie własnym sumptem wydaje na kasecie oraz platformach cyfrowych dwupiosenkowy debiut. Ich muzyka to miszmasz złożony z elementów black, doom i death metalu z naleciałościami folkowymi i gotyckimi. To trochę taka wariacja na temat późnej Katatonii i bandów jej podobnych. Połączenie spokojnych melodii wygrywanych na klasycznych strunach, którym towarzyszą chóralne nucenia oraz czyste i tęskne śpiewy z nieco bardziej zadzierżystymi akordami. Całość brzmi jak sentymentalny i smutny post-black metal, w którym wykorzystano także grobowe rytmy funeral-doom’u, depresyjne po gotycku brzdąkanie okraszone klawiszami, a także odgłosy natury jak padający deszcz czy wiejący wiatr i ćwierkanie ptaków. Z mojego punktu widzenia „An End Held Dear” tomuza przeznaczona dla grona wrażliwych odbiorców „niby-metalowego” rzępolenia, której „ostre” riffy i tremolando nie pokaleczą im uszu, a nawet jeśli się tak stanie, to z pewnością odniesione rany opatrzą łagodne i nastrojowe pasaże. Marzycielska i atmosferyczna gędźba o momentami dość wysublimowanej formie, zespolona z energiczniejszym i „agresywniejszym” kostkowaniem, podczas którego wokalista nawet trochę poskrzeczy. Z notki dołączonej do tego materiału dowiedziałem się, że produkcja ta jest „kinowym pejzażem dźwiękowym, który służy jako akompaniament do żalu i cierpienia istnienia, jednocześnie tęskniąc za czymś więcej”. No co ja mam napisać? No kurwa… nic dodać, nic ująć. Chyba już zakończę.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz