Fulaing
„An
End Held Dear” E.P.
Self-Release 2025
Teraz
coś dla wielbicieli delikatniejszych dźwięków, bo Fulaing takie właśnie gra.
Kapela ta powstała niedawno gdzieś w Karolinie Północnej i właśnie własnym
sumptem wydaje na kasecie oraz platformach cyfrowych dwupiosenkowy debiut. Ich
muzyka to miszmasz złożony z elementów black, doom i death metalu z
naleciałościami folkowymi i gotyckimi. To trochę taka wariacja na temat późnej
Katatonii i bandów jej podobnych. Połączenie spokojnych melodii wygrywanych na
klasycznych strunach, którym towarzyszą chóralne nucenia oraz czyste i tęskne
śpiewy z nieco bardziej zadzierżystymi akordami. Całość brzmi jak sentymentalny
i smutny post-black metal, w którym wykorzystano także grobowe rytmy
funeral-doom’u, depresyjne po gotycku brzdąkanie okraszone klawiszami, a także
odgłosy natury jak padający deszcz czy wiejący wiatr i ćwierkanie ptaków. Z
mojego punktu widzenia „An End Held Dear” tomuza przeznaczona dla grona
wrażliwych odbiorców „niby-metalowego” rzępolenia, której „ostre” riffy i
tremolando nie pokaleczą im uszu, a nawet jeśli się tak stanie, to z pewnością
odniesione rany opatrzą łagodne i nastrojowe pasaże. Marzycielska i
atmosferyczna gędźba o momentami dość wysublimowanej formie, zespolona z
energiczniejszym i „agresywniejszym” kostkowaniem, podczas którego wokalista
nawet trochę poskrzeczy. Z notki dołączonej do tego materiału dowiedziałem się,
że produkcja ta jest „kinowym pejzażem dźwiękowym, który służy jako
akompaniament do żalu i cierpienia istnienia, jednocześnie tęskniąc za czymś
więcej”. No co ja mam napisać? No kurwa… nic dodać, nic ująć. Chyba już
zakończę.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz