sobota, 29 marca 2025

Recenzja Final Dose „Under The Eternal Shadow”

 

Final Dose

„Under The Eternal Shadow”

Wolves Of Hades 2025

Final Dose to kapela z Londynu, która powstała w 2019 roku i ma już pierwszą płytę za sobą. Brytyjczycy wydają właśnie drugi album, na którym kontynuują swoją diabelsko-anarchistyczną jazdę. Jeśli ich nie znacie, to musicie wiedzieć, że grupa ta gra połączenie punka i black metalu, co nie jest niczym nowym, bowiem związki między tymi gatunkami datuje się już chyba na kilka wieków przed gościem, który na krzyżu umarł. W muzyce Final Dose nie znajdziecie jednak czegoś na kształt chwytliwych bujanek w stylu Slegest czy też niechlujnej i ulicznej napierdalanki jaką w pewnym momencie zaczął serwować swoim fanom „Punkthrone”. Muzyka w wydaniu Londyńczyków ma w sumie więcej wspólnego z blekiem niż punkiem, chociaż elementy tego drugiego są bardzo wyczuwalne, bo beczki oraz niektóre riffy są żywcem wyjęte z tego buntowniczego nurtu. Jednakże wydźwięk kompozycji umieszczonych na „Under The Eternal Shadow” wyraźniej pachną siarką niż „butaprenem”, ponieważ ich ostrość jest wielka. Bliżej im do kawałków znanych z poczynań taki zespołów jak Wolfbastard czy Young And In The Way. Panowie na ich podobę chłoszczą siermiężnym i lodowatym brzmieniem, w które ubrali swoje agresywne akordy, zimne tremolo i szalone solówki. Wokale również nie pozostawiają wątpliwości co do intencji twórców tego wydawnictwa, bowiem śpiewak wrzeszczy do mikrofonu niczym wściekły wilk. Najnowszy krążek tej brygadyjest typowym przedstawicielem klasycznego black metalu z początku lat dziewięćdziesiątych, ale tego zapodanego w skrajnie prosty i zajadły sposób. Pełno w nim nie tylko satanicznego sprzeciwu, bo spomiędzy tutejszego kostkowania wypływa także mnóstwo charakterystycznego brudu. Final Dose komponuje fantastyczny punk-black metal, który jest niezwykle groovy, ale również niebezpieczny. Chropowata muzyka, która jest przy tym łatwo przyswajalna, ale także pluje autentyczną nienawiścią. Szybko mknie do przodu, pokrywając wszystko wokół szronem i popiołem. Potrafi także zwolnić i poprzez wprowadzenie do niej pierwiastków dungeon-synth oraz folk wnosi trochę piwnicznego klimatu. Jeśli macie ochotę na prostego i ponurego bleczura, który bezceremonialnie kopie w ryj, to proszę bardzo. Sięgajcie po „Under The Eternal Shadow” bez wahania. Świetna produkcja, której szczerości przekazu nie sposób odmówić. Z mojej strony wysoka rekomendacja.

shub niggurath


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz