Final
Dose
„Under
The Eternal Shadow”
Wolves
Of Hades 2025
Final
Dose to kapela z Londynu, która powstała w 2019 roku i ma już pierwszą płytę za
sobą. Brytyjczycy wydają właśnie drugi album, na którym kontynuują swoją
diabelsko-anarchistyczną jazdę. Jeśli ich nie znacie, to musicie wiedzieć, że
grupa ta gra połączenie punka i black metalu, co nie jest niczym nowym, bowiem
związki między tymi gatunkami datuje się już chyba na kilka wieków przed gościem,
który na krzyżu umarł. W muzyce Final Dose nie znajdziecie jednak czegoś na
kształt chwytliwych bujanek w stylu Slegest czy też niechlujnej i ulicznej
napierdalanki jaką w pewnym momencie zaczął serwować swoim fanom „Punkthrone”. Muzyka
w wydaniu Londyńczyków ma w sumie więcej wspólnego z blekiem niż punkiem,
chociaż elementy tego drugiego są bardzo wyczuwalne, bo beczki oraz niektóre
riffy są żywcem wyjęte z tego buntowniczego nurtu. Jednakże wydźwięk kompozycji
umieszczonych na „Under The Eternal Shadow” wyraźniej pachną siarką niż
„butaprenem”, ponieważ ich ostrość jest wielka. Bliżej im do kawałków znanych z
poczynań taki zespołów jak Wolfbastard czy Young And In The Way. Panowie na ich
podobę chłoszczą siermiężnym i lodowatym brzmieniem, w które ubrali swoje
agresywne akordy, zimne tremolo i szalone solówki. Wokale również nie
pozostawiają wątpliwości co do intencji twórców tego wydawnictwa, bowiem
śpiewak wrzeszczy do mikrofonu niczym wściekły wilk. Najnowszy krążek tej
brygadyjest typowym przedstawicielem klasycznego black metalu z początku lat
dziewięćdziesiątych, ale tego zapodanego w skrajnie prosty i zajadły sposób.
Pełno w nim nie tylko satanicznego sprzeciwu, bo spomiędzy tutejszego kostkowania
wypływa także mnóstwo charakterystycznego brudu. Final Dose komponuje
fantastyczny punk-black metal, który jest niezwykle groovy, ale również
niebezpieczny. Chropowata muzyka, która jest przy tym łatwo przyswajalna, ale
także pluje autentyczną nienawiścią. Szybko mknie do przodu, pokrywając
wszystko wokół szronem i popiołem. Potrafi także zwolnić i poprzez wprowadzenie
do niej pierwiastków dungeon-synth oraz folk wnosi trochę piwnicznego klimatu.
Jeśli macie ochotę na prostego i ponurego bleczura, który bezceremonialnie
kopie w ryj, to proszę bardzo. Sięgajcie po „Under The Eternal Shadow” bez
wahania. Świetna produkcja, której szczerości przekazu nie sposób odmówić. Z
mojej strony wysoka rekomendacja.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz