Corpus Offal
„Corpus Offal”
20 Buck Spin (2025)
Wielu z Was pewnie uroniło łzę gdy gruchnęła wiadomość, że Cerebral Rot po dwóch płytach zdecydował się zawinąć żagle. Pewnie też wielu z Was ucieszyło się gdy Ian Schwab i Clyle Lindstrom powołali do życia Corpus Offal chwile później, jakoby nową inkarnację Cerebral Rot. Werbując pałkera Jesse Schreibmana (m.in. Autophagy i ex-live Wreckmeister Harmonies) i basistę Jasona Sachsa (ex-Demoncy) połechtali głód fanów ubiegłoroczną demówką, a teraz atakują pierwszym pełnowymiarowym krążkiem. I tak jak demo mnie nie kupiło i przypominało bardziej popłuczyny po Cerebral Rot tak tegoroczna propozycja sprawiła, że moje skostniałe, ortodoksyjne, malkontenckie serce zabiło wyraźnie szybciej. Corpus Offal wyzbywa się wszystkiego, co uważałem w Cerebral Rot za nudne, wyjmuje kołek z dupy, odwraca się od trendów i oferuje 50 minut obrzydliwie klasycznego deathgrindu, w którym riff, rytm, solo i motyw to coś co ma wartość. Carcass z przełomu płyt dwa i trzy oraz Impaled będą tutaj dobrą referencją. To co jednak cechuje debiutancką propozycję Corpus Offal to niczym nie skrępowany luz i radość grania, której trochę mi zabrakło na ostatniej płycie Cerebral Rot. Zdumiewające jest tu to, że przy tych relatywnie długich i prostych kawałkach muzykom udaje się zainteresować słuchacza i skupić jego uwagę przez całe 50 minut. Czy to jest prosta łupanka, czy to jest kanonada zgrzytliwych riffów, którymi Lindstrom czarował pod starym szyldem – tu wszystko jest z umiarem, ma swoje miejsce i nie sprawia poczucia przedobrzenia. Szalone, chaotyczne solówki mogą się kojarzyć z tym co robili bracia Hoffman na wczesnych płytach Deicide. To szlachetne niechlujstwo doskonale uzupełnia naturalny charakter tego wydawnictwa. Warto też nadmienić produkcję – organiczna, tłusta, surowa, trochę wymykająca się współczesnym trendom wyznaczanym Wilkinsona, Rizka i Lowndesa. Billy Anderson w roli realizotora wypadł tutaj doskonale, a Corpus Offal kopie dupę aż miło. Bardzo podobają mi się partie perkusji Schreibmana, który potrafi poczarować fajnymi przejściami kiedy trzeba i przełamać bezpośredniość tych dźwięków. „Corpus Offal” to bogaty w pomysły materiał, chwytliwy i zapadający w pamięć, którym można się cieszyć przy każdym odsłuchu. I tak jak spora część wydawnictw sygnowanych logiem labelu z Pensylwanii to dla mnie fast-burnery, do których wracać mi się zwyczajnie nie chce, tak tutaj słyszę potencjał na płytę, do której będzie można wracać latami. Nie jest to nic przełomowego, w pełni oryginalnego, ani wnoszącego nową jakość, ale jest tu wystarczająco duży pierwiastek czegoś własnego, jest klasyczne granie, bez efekciarstwa i studyjnych tricków, które powinno znaleźć uznanie słuchacza. Bo wiadomo, że najlepsza muza to ta najszczersza. Zajebista płyta i pełna rekomendacja! To prawdopodobnie będzie jeden z najfajniejszych krążków z metalem śmierci w tym roku.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz