Flagg
„Diabolical
Bloodlust”
Purity Through Fire 2025
Cztery
lata temu spotkałem się z tą fińską kapelą i się nie polubiliśmy więc z dużą
rezerwą podszedłem do ich najnowszego krążka, który ukaże się na początku
kwietnia. Z drugiej strony ciekawy byłem czy coś w black metalu granym przez
ten duet się zmieniło. Rozczarowałem się, bo nic w tej kwestii się nie podziało
i nie zmieniło się nic. Flagg w dalszym ciągu szyje sobie „akuratnego” bleczura,
w którym prym wiodą szybkie tremolo, układające się w fantastyczne melodie w
klawiszowej otulinie i towarzystwie dobrze słyszalnego basu oraz zasypującej
nas szelestem talerzy perkusji. Instrumentom oczywiście wtóruje znany z
Kalmankantaja Tyrant, kalecząc nam uszy maniakalnymi wrzaskami. Muzyka Finów to
w gruncie rzeczy kalka tego co miało miejsce w połowie lat dziewięćdziesiątych,
kiedy ktoś wpadł na pomysł, aby ponapierdalać gładko brzmiącą rogaciznę, którą
dodatkowo zmiękczono aksamitnymi syntezatorami i łatwo wpadającymi w ucho
chwytliwościami. Owszem, są tu zimne gitary, które grzeją ostro przed siebie, a
chwilami także zwolnić potrafią i posypią trochę baśniową atmosferą. Ładne
„parapety” dodadzą rzępoleniu odrobiny monumentalizmu, a gość przy mikrofonie
złowrogo poskrzeczy, ale nic konkretnego z tego nie wynika. Całość w skrócie
można określić przymiotnikiem „jakby”. Na „Diabolical Bloodlust” jest „jakby”
opętańczo. Temperatura riffów „jakby” chłodna. Charakter akordów „niby”
bezkompromisowy. Aranżacje przede wszystkim poprawne, ale wiejące nudą i
podobnie jak na poprzedniej płycie zlewające się w nie przykuwającą uwagi do
siebie na dłużej, jedną całość. Ot kolejna black metalowa produkcja, która
dzięki swej typowości i zużytego ujęcia nie wychyli łba na dłużej. Banalne
wydawnictwo, które ma duże szanse na to, żeby spodobać się fanom melodyjnego
ujęcia tego gatunku i w dodatku „made in Finland”.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz