Scheusal
„Urwahn”
Purity Through Fire 2025
Scheusal
jest nowym, jednoosobowym projektem z Niemiec i niedawno, bo trzeciego marca
wydał oto ten debiutancki album. Za dużo informacji o nim nie znalazłem, ale w
wyniku małego śledztwa mogę zaryzykować stwierdzenie, że jeżeli nazwa tej
kapeli jest jednocześnie pseudonimem twórcy, to być może mamy tutaj do
czynienia z muzykiem, udzielającym się niegdyś w dwuosobowym zespole
Schattenwelt. Mniejsza z tym, bo na tapecie jest „Urwahn” czyli dziesięć
numerów, które zebrane do kupy lecą jakieś 35 minut i katują uszy w raw-black
metalowych rytmach. Moim zdaniem okładka tej płytytrafnie odzwierciedla jej
zawartość, bowiem całość brzmi właśnie tak, jakby jakiś diabełek, a raczej satyr
złapał co miał pod ręką i skomponował naprędce kilka kawałków we wiadomym
stylu. Materiał sprawia wrażenie zarejestrowanej próby, która odbyła się w
piwnicy przy użyciu fuzz’a domowej roboty, bo ziarnistość gitar, które bzyczą
jak ul pszczół właśnie na to wskazuje. Brzmienie materiału jest krystaliczne i
poszczególne sekcje są wyraźnie słyszalne, ale surowość dźwięku jest wręcz
wzorcowa. Reszta to proste, chwilami absolutnie barbarzyńskie riffy, które
kreślą niewyszukane melodie, ale potrafią też przeobrazić się w zimne tremolo.
Tempo jak i kostkowaniesą tutaj zróżnicowane, co nie skutkuje hipnotyczną muzą,
ponieważ budowa utworów oraz występujące w aranżacjach formy, przypominają
bardziej lata osiemdziesiąte niż dziewięćdziesiąte. Tak przynajmniej wygląda to
pierwszych, sześciu kawałkach, gdzie chwilami wręcz dziecinnie skonstruowane i
opatrzone naiwnymi chwytliwościami klasyczne akordy mieszają się ze śladowo tu
występującą „norweszczyzną”, która w pełni wyłazi w czterech ostatnich
kompozycjach tego wydawnictwa. Są to numery w większym stopniu spójne
stylistycznie. Scheusal postawił w nich nacisk na skandynawskie usposobienie
black metalu i skoncentrował się na transowych ipłynących z różną agogiką tremolo
oraz norweskich bujankach. Przypomina mi to trochę „Transilvanian Hunger”, ale
wynika to bardziej z luźnych skojarzeń niż z rzeczywistych podobieństw. Całość
„Urwahn” jawi się jako toporny i suchy black metal, w którym emocje słychać
wyłącznie w zróżnicowanych wokalach, których wersji dostajemy na tym krążku
całą masę. Dziwny album, momentami brzmi zbyt teatralnie, innym razem całkiem
nieźle i czasem jak żart. Sami oceńcie, jak jest w istocie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz