czwartek, 20 marca 2025

Recenzja Scheusal „Urwahn”

 

Scheusal

„Urwahn”

Purity Through Fire 2025

Scheusal jest nowym, jednoosobowym projektem z Niemiec i niedawno, bo trzeciego marca wydał oto ten debiutancki album. Za dużo informacji o nim nie znalazłem, ale w wyniku małego śledztwa mogę zaryzykować stwierdzenie, że jeżeli nazwa tej kapeli jest jednocześnie pseudonimem twórcy, to być może mamy tutaj do czynienia z muzykiem, udzielającym się niegdyś w dwuosobowym zespole Schattenwelt. Mniejsza z tym, bo na tapecie jest „Urwahn” czyli dziesięć numerów, które zebrane do kupy lecą jakieś 35 minut i katują uszy w raw-black metalowych rytmach. Moim zdaniem okładka tej płytytrafnie odzwierciedla jej zawartość, bowiem całość brzmi właśnie tak, jakby jakiś diabełek, a raczej satyr złapał co miał pod ręką i skomponował naprędce kilka kawałków we wiadomym stylu. Materiał sprawia wrażenie zarejestrowanej próby, która odbyła się w piwnicy przy użyciu fuzz’a domowej roboty, bo ziarnistość gitar, które bzyczą jak ul pszczół właśnie na to wskazuje. Brzmienie materiału jest krystaliczne i poszczególne sekcje są wyraźnie słyszalne, ale surowość dźwięku jest wręcz wzorcowa. Reszta to proste, chwilami absolutnie barbarzyńskie riffy, które kreślą niewyszukane melodie, ale potrafią też przeobrazić się w zimne tremolo. Tempo jak i kostkowaniesą tutaj zróżnicowane, co nie skutkuje hipnotyczną muzą, ponieważ budowa utworów oraz występujące w aranżacjach formy, przypominają bardziej lata osiemdziesiąte niż dziewięćdziesiąte. Tak przynajmniej wygląda to pierwszych, sześciu kawałkach, gdzie chwilami wręcz dziecinnie skonstruowane i opatrzone naiwnymi chwytliwościami klasyczne akordy mieszają się ze śladowo tu występującą „norweszczyzną”, która w pełni wyłazi w czterech ostatnich kompozycjach tego wydawnictwa. Są to numery w większym stopniu spójne stylistycznie. Scheusal postawił w nich nacisk na skandynawskie usposobienie black metalu i skoncentrował się na transowych ipłynących z różną agogiką tremolo oraz norweskich bujankach. Przypomina mi to trochę „Transilvanian Hunger”, ale wynika to bardziej z luźnych skojarzeń niż z rzeczywistych podobieństw. Całość „Urwahn” jawi się jako toporny i suchy black metal, w którym emocje słychać wyłącznie w zróżnicowanych wokalach, których wersji dostajemy na tym krążku całą masę. Dziwny album, momentami brzmi zbyt teatralnie, innym razem całkiem nieźle i czasem jak żart. Sami oceńcie, jak jest w istocie.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz