Soulcarrion
„Unholy Death Rituals”
Self-released 2024
Na początku zeszłego roku stołeczny Soulcarrion
poczęstował nas wydawnictwem, które nie do końca zgrywało się z moimi poglądami.
Nagrywanie tych samych piosenek po raz drugi z automatu kojarzy mi się bowiem z
historią Modern Talking. Oczywiście i gatunek i rozstrzał czasowy był w obu
przypadkach z innej bajki, a i efekt końcowy, czyli „Enthrone Death” wypadało
subiektywnie pochwalić, ale wiecie… To jak w tym dowcipie, co to po wizycie
sąsiada pięć dych się znalazło, ale niesmak pozostał. Dobra, do rzeczy jednak.
„Unholy Death Rituals” to nie kolejna wersja, ani żadne remixy, wcześniejszych
nagrań, a zupełnie nowy materiał. Krótki bo krótki, zawierający dwadzieścia
minut muzyki, ale lepsze to niż nic. Zwłaszcza, że death metal w wykonaniu
Soulcarrion od początku bardzo mi siadł. W moim osobistym odczuciu jest to sto
procent tego, czego po moim ulubionym gatunku oczekuję. Panowie nie silą się na
jakiekolwiek novinky, czy muzyczne eksperymenty. Ich muzyka zakorzeniona jest
bardzo głęboko w latach dziewięćdziesiątych i stamtąd czerpie wszelkie
słyszalne inspiracje. Co mnie na tym wydawnictwie mocno zdziwiło, to jego
surowizna. Nikt tu nie spuszczał się nad polerowaniem brzmienia czy
uwypuklaniem szczegółów. Materiał ten tak na dobrą sprawę brzmi jak średniej
jakości demo, przynajmniej biorąc pod uwagę współczesne możliwości techniczne,
ukierunkowane na styl oldskulowy. Czyli nikt by się nie nabrał, że to jakaś
staroć, ale brzmi prawilnie i śmierdzi rozkładem, albo pełną pajęczyn piwnica.
No i zaskakują wokale, które chwilami wchodzą na niespotykanie dotąd wysokie,
zdziczałe rejestry. Muzycznie EP-ka ta niczego jednak w obliczu Soulcarrion nie
zmienia. Jest to solidny przekrój lat dziewięćdziesiątych z całym bogactwem
inwentarza. Sporo tu wolnych, brytyjskich momentów, ale i niemało zrywów do
galopu, brutalnej prostoty, ale i kontrastujących ją momentów melodyjnych. Nie
wiem dlaczego, ale nowy materiał zespołu mocniej kojarzy mi się z krajową sceną śmierćmetalową
sprzed trzydziestu lat. Może dlatego, że nowe kompozycje są bardziej wkurwione
niż dotychczas, pełne tego młodzieńczego buntu, zarazem miejscami zaskakujące
melodyjnością. „Unholy Death Rituals” to materiał będący w moim mniemaniu
krokiem wstecz, takim prequelem do „Infernal Agony”. Jednocześnie dla mnie,
jako głosiciela tezy, że demówki są zawsze najlepsze, materiałem, którego
słucha mi się wybornie. Nie mam pojęcia dlaczego Grzesiek tego nie wydał. Może
mu się słuch na starość popsuł, albo go łupie w krzyżu. Ja bym powiedział, że
te nowe siedem numerów to najlepsze co Soulcarrion dotychczas nagrał. Albo może
po prostu najbardziej trafiające w mój gust. Ja jestem bardzo na tak.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz