środa, 19 marca 2025

Recenzja Amammoth „Distant Skies And The Ocean Flies”

 

Amammoth

„Distant Skies And The Ocean Flies”

Electric Valley Records 2025

Oto coś dla wielbicieli mułu, bagien i torfowisk, czyli sludge-doom, bo czegóż innego można by było się spodziewać po włoskiej Electric Valley Records. Tym razem jest to kapela z Sydney, która pierwszego dnia wiosny wyda swój drugi album w postaci „Distant Skies And The Ocean Flies”. To co mają na nim do zaproponowania Australijczycy, jest mozolnym i przytłaczającym sludge metalem, w którym wiodą prym ciężkie, hardcorowe rytmy, a wokalista barwą swoich strun głosowych przypomina delikatnie to, co Kirk Windstein wyczyniał na początku kariery Crowbar. Ciężkie gitary i słoniowata sekcja rytmiczna wraz z Fisher’em przy mikrofonie splatając się w jedną całość generują apokaliptyczną wersję tego gatunku, gniotąc niczym walec, a soki, które sączą się przy tej operacji to gęsty szlam. Rzecz jasna, króluje tutaj charakterystycznie przesterowane wiosło, które kreśli ponure melodie, wzmocnione przez dudniące beczki i mięsisty bas. Ociężałe, hardcorowe skoczności rozpływają się okresowo we wręcz funeralne akordy, podbijając mroczny klimat. Amammoth w swojej muzyce nie rezygnuje również ze stonerowych wpływów, fundując na tym krążku również sporo bujanek i psychodelicznych zagrywek, używając paru efektów gitarowych, co urozmaica ich duszne aranżacje oraz wprowadza nieco narkotycznej atmosfery. Najnowsze wydawnictwo tego zespołu to wzorcowy sludge, o pesymistycznym wyrazie, bo dekadentyzm leje się strumieniami z wolnych riffów, którym twórcy nie szczędzili odpowiedniego dla tego stylu brudu. Fanom takiego grania nie wypada nie polecić „Distant Skies And The Ocean Flies”, gdyż to kawał wżerającego się głęboko między zwoje, depresyjnego rzępolenia. Męczy i uwiera rozkosznie.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz