Nite
„Cult
Of The Serpent Sun”
Season Of Mist 2025
Nite
to kapelka z San Francisco, która rzeźbi heavy metal, okraszając go czarną
polewką co skutkuje takim małym black-heavy. Ci czterej panowie grać ze sobą
zaczęli w 2018 roku, nagrali dwie płyty, a teraz wracają z najświeższą
produkcją, która, jeśli dobrze liczę (z matmy byłem słaby) jest ich trzecim
albumem. Tak jak wyżej wspomniałem Kalifornijczycy napierdalają sataniczne
heavy, które głównie objawia się w nietypowych jak dla klasycznego metalu wokalach.
Van Labrakis warczy do mikrofonu całkiem ponuro i złowieszczo, co bardzo mi się
podoba. Jego głos fajnie wypada w połączeniu z dość gęstym brzmieniem jak na
ten gatunek, które dobitnie dociąża muskularna sekcja rytmiczna. Wszystko
połączone w jedną całość skutkuje zawiesistym heavy metalem o diabelskim spojrzeniu,
który mknie w ciemność w zmiennych tempach, wypluwając ze swoich trzewi łatwo
wpadającą w ucho muzę. Momentami zakrawa ona na całkiem przebojową gędźbę, w
której oprócz mięsistych riffów znajduje się również mnóstwo ciekawych,
wysokotonowych zagrywek, układających się w klimatyczne zawijasy. Jak na heavy
przystało nie mogło na „Cult Of The Serpent Sun” zabraknąć solówek, a tych
dostajemy tutaj całą masę. Ich melodyjność, która momentami zalatuje
„bliskowschodnio”, co świetnie pasuje do atmosfery sączącej się z rzępolenia
Amerykanów. Jej mrok mocno trąci latami osiemdziesiątymi podobnie jak
tradycyjne patenty, które stosuje Nite. Płynne przejścia między kolejnymi
etapami każdego z utworów, strzeliste sola, chwytliwe refreny jak i wzorcowy
palm muting to ich wizytówka, do której dopisać także można aksamitne beczki,
fantastycznie szeleszczące talerze oraz grubiutki basik, kreślący chwilami dość
zawiłe linie. Tak więc „Cult Of The Serpent Sun” to interesujące połączenie
black i heavy metalu, z czego ten pierwszy tak naprawdę stanowi tylko delikatną
posypkę, która, jednakże perfekcyjnie spełnia swoje zadanie, nadając tej
produkcji delikatnie gotyckiego wydźwięku i diabolicznego sznytu. Mam jednak jedno „ale”,
bo brakuje mi tu trochę agresji, która podkręciłaby tą odrobinę zachowawczą i
skierowaną w epicką stronę muzykę. Więcej Diabła na gitarę chłopaki, a będzie
tylko lepiej.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz