Halny
„Zawrat”
Via Nocturna 2024
Jeśli wierzyć Metalowemu Archiwum, to Halny datuje
swoje początki na dobrą dekadę wstecz. Wówczas jednak najwyraźniej nie pykło,
bo zespół zgasł szybciej niż zapałka w bajce o dziewczynce. Coś chłopaków
jednak ciągnęło do grania, i najwyraźniej pochodziło to z gór. Dzięki temu
zewowi, niemal dokładnie rok temu premierę miał debiutancki krążek zespołu,
poświęcony koncepcyjnie przełęczy w Tatrach Wysokich. Powiem, że temat całkiem
oryginalny i ciekawy. Zawsze to jakaś odmienność od ogólnie pojętej
diabelszczyzny, zwłaszcza, że liryki na tym krążku dalekie są od grafomanii,
którą często zespoły zastępują niemoc twórczą, tudzież silą się przez nią na
niby-awangardę. Czyli mamy już pierwszy plus, aczkolwiek doskonale wiemy, że jeśli
muzyka jest chujowa, to nawet epopeje narodowe jej nie wybronią. „Zawrat” to
nieco ponad pół godziny na wskroś polskiego black metalu. I ta polskość
przejawia się nie tylko przez język, w jakim wspomniane teksty są wyrażane.
Gdybym miał przytaczać nasuwające mi się inspiracje towarzyszące powstawaniu
tego materiału, to zdecydowanie w pierwszym rzędzie postawił bym Mgłę. Halny
nie opiera się przed wplataniem w swoje, mroźne skądinąd, tremolo chwytliwych,
cholernie wciągających linii melodyjnych, które dla jednych będą miały posmak
lukru, a dla innych smak trucizny (w zależności od stopnia ortodoksyjności).
Chwilami kompozycje na „Zawrat” faktycznie wykazują objawy prostoty czy nawet
lekkiego „upośledzenia”, ale to tylko i wyłącznie wtedy, jeśli porównamy je
bezpośrednio do twórczości zespołu M i spółki. Najlepszym przykładem tego o
czym piszę niech będzie „Faust”. Jeśli posłuchacie go uważnie, to tam Mgła
stara się niemal przecisnąć przez dziurkę od klucza. Trąci typową linią
melodyjną a zagrywki perkusyjne, zwłaszcza pyknięcia w blachy, to wersja lo-fi
Darkside’a. Słychać, że „fizyczny” bardzo by chciał, ale jeszcze umiejętności
brakuje. I piszę to absolutnie niczego zespołowi nie ujmując, bo Halny w tych
melo-blackmetalowych klimatach i tak radzi sobie lepiej niż przyzwoicie. Poza
tym podoba mi się, że zespół nie trzyma się sztywno przyświecającego im
pierwowzoru, a poszukuje po swojemu, niejednokrotnie wplatając w swoje
kompozycje pomysły dość zaskakujące. Niech za przykład takiego świadczy choćby
otwierający „Maj” riff, totalnie thrashowy, kojarzący się bardziej z Nevermore
niż czymkolwiek blackmetalowy. Takich zaskakiwajek jest tu jeszcze kilka, ale
to już sobie poszukacie sami, jeśli oczywiście po „Zawrat” sięgniecie. A jeśli
tego dotychczas nie uczyniliście, to zapewniam, że, pomimo wszelkich powyższych
uwag, warto. Bo jeśli nawet nie jest to najwyższa klasa krajowego black metalu,
to na pewno mocny reprezentant drugiej linii. Mnie debiut Halnego bardzo
pozytywnie zaskoczył. Dlatego sięgam po pieczątkę z napisem „zatwierdzone” i
chętnie przybijam w roku okładki.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz