Crawling
Chaos
„Wyrd”
Time To Kill Records 2025
Istnieją
już parę ładnych lat, bowiem powstali w 2003 roku na włoskiej ziemi. Od tamtego
czasu, łącznie z „Wyrd”, dorobili się trzech albumów. Ten ostatni ukaże się pod
koniec marca i z pewnością zadowoli maniaków melodyjnego groovy-death metalu.
Będzie to dziesięć numerów energetycznego i umiejętnie skonstruowanego deta,
który łatwo wpada w ucho, ale potrafi też momentami spowić świat mrokiem. Włosi
prezentują dość inteligentnie i z lekkością skomponowaną muzę, w której oprócz
wkręcających się jak w masło chwytliwości i wirtuozerskich solówek usłyszeć
można sporo agresywnego kostkowania. Zapodane na mięsistych gitarach i
wspomagane przez sekcję rytmiczną, generuje żwawą śmierć-metalową zawieruchę,
po brzegi wypełnioną wściekłymi blastami, gniotącymi i klimatycznymi
zwolnieniami i szybkimi, świdrującymi tremolo. Wszystko okraszone
nieoczekiwanie pojawiającymi się znikąd ciekawymi zagrywkami, które urozmaicają
już i tak tutejsze, gęste struktury. Muzyka Crawling Chaos niesie ze sobą sporo
nowoczesnego vibe’u, który niewątpliwie spodoba się współczesnemu odbiorcy, a
ci, którzy gustują w lżejszym death metalu, okraszonym technicznymi smaczkami w
klasycznym stylu, które nie silą się na awangardowe wygibasy również łykną
„Wyrd” bez popitki. Poza harmonijnym, ale i całkiem brutalnym graniem kwartet
ten wprowadza do swych aranżacji także pierwiastek mistycyzmu, który obecny jest
w melodiach i okresowo przytłaczających riffach. Tak więc najnowsza płyta od
Crawling Chaos to nie do końca tylko mainstreamowy decior choć przebojowości
odmówić mu nie da rady. Do słuchaczy wielbiących surowe produkcje raczej nie
trafi, ale wielbiciele takich „cudów” jak na przykład Fleshgod Apocalypse czy
Allegaeon wręcz powinni sięgnąć po ten krążek.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz