piątek, 21 marca 2025

Recenzja Borgne „Renaitre De Ses Fanges”

 

Borgne

„Renaitre De Ses Fanges”

Les Acteurs De L’Ombre Productions 2025

 


Zapewne fani black metalu w różnych jego odmianach znają tą kapelę, ponieważ istnieją od 1998 roku, a „Renaitre De Ses Fanges” to już ich jedenasty album. Szwajcarzy po raz kolejny nagrali płytę, która trwa ponad godzinę i „męczy” ucho, częstując ośmioma, niemożliwie długimi numerami. Niosą one ze sobą, rzecz jasna, industrialne ujęcie rogacizny, w którym, jeśli mnie słuch nie myli, industrialna jest tylko perkusja i mechaniczno-ambientowe wstawki. No może niektóre riffy również noszą znamiona tego gatunku, ale występują one tutaj raczej w nikłym stopniu. Reszta to już mieszanka gęstych akordów i tremolo, które płyną w zmiennych tempach i oscylują pomiędzy ponurymi i momentami dość naiwnymi melodiami. W ich zwartej strukturze oraz miejscami awangardowych i dysonansowych wycieczkach, można doszukać się podobieństw do black metalu znanego ze sceny francuskiej, która ma tendencje do innowacyjności i czasami na siłę, poszerzania horyzontów tudzież przekraczania granic. Pomimo dużego przeładowania w muzyce Borgne różnymi elementami jak na przykład niemalże wszędobylskimi klawiszowymi pasażami, które wraz z harmonijnym kostkowaniem nadają tej produkcji symfonicznego sznytu, to nie da się ukryć, że najnowszy krążek Szwajcarów jest dziełem monumentalnym. Wypełniony po brzegi elektroniką różnej maści i bujnymi, gitarowymi teksturami, uderza niezwykłą atmosferą, z której sączy się nie tylko mrok, ale okresowo odznacza się także pewną eterycznością. W ogóle „Renaitre De Ses Fanges” to wydawnictwo pełne kontrastów, na które składają się częste zmiany rytmu, sposobu na bicie strun, różnorodna agogika i kolorystyka dźwięku. Do tego dołożyć oczywiście należy syntezatorowe nuty, które tworzą przebogaty podkład dla pozostałych instrumentów i występują tu w różnorodnych formach. Najnowsza propozycja od tej dwójki artystów to miszmasz złożony z chropowatości, agresywności, ciężkich i dusznych jak i tych melancholijnych chwil. Zadziwia umiejętnym połączeniem poszczególnych elementów, które początkowo mogą wydawać się sklejone na siłę, ale gdy da się tej płycie więcej czasu, to odkrycie porządku współbrzmienia wszystkich obecnych tu form stylistycznych nie jest trudne. Upiorny i intensywny album, który również w kontemplację wprowadzić potrafi. Jak dla mnie nieco przydługi i zbyt nafaszerowany dosłownie wszystkim. Posępność ubrana w barokowe szaty. Ocieka złotem, że aż mdli, ale sami sprawdźcie, ponieważ tak czy siak warto się zapoznać.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz