Cruzeiro
„Hic
Sunt Dracones”
La Rubia Producciones / Interstellar Smoke Records / Vertebrae / Doomshire Tapes 2025
Galicyjski
kwartet spod znaku stoner-doom metalu powraca z drugą płytą i muszę stwierdzić,
że są w znakomitej formie. Jest coś magicznego w tym gatunku, a Cruzeiro
winduje tą czarodziejskość naprawdę wysoko. Dzieje się tak za pośrednictwem
niezwykle rozległego śpiewu Beatriz Onix. To co wyczynia tutaj i na poprzedniej
płycie ta wokalistka jest czymś niesamowitym. Jej głos jawi mi się jako żeński
odpowiednik Roberta Lowe z Solitude Aeturnus, ponieważ tembr, choć może trochę
słabszy, ale po kobiecemu silny, potrafi wzbudzić niemałe emocje. Dzięki
popisom wokalnym Beatriz, muzyka tej czwórki Hiszpanów przybiera formę
wiedźmowego spotkania na Łysej Górze i przywdziewa rytualne szaty. Oczywiście
sabat ten nie odbyłby się bez tęgich bębnów, mięsistego basu, którego operator
w osobie Raposa!, potrafi poprowadzić jego linie w totalnie fantazyjny sposób i
tym samy podkręcić ezoteryczność „Hic Sunt Dracones” do granic absurdu.
Słuchając tego materiału ma się wrażenie, że gitary odgrywają tutaj
drugoplanową rolę, aby tylko nadać odpowiednie tło solistce i sekcji rytmicznej
oraz doszczętnie wypełnić jej luki (sorry Gon B.). Niemniej jednak pokłon jemu
też się należy za ciężkie riffy i fantastyczne solówki. W jego graniu czuć
odpowiedni vibe, bez którego nie byłoby jednak tego dusznego i narkotycznego
uderzenia. Cruzeiro nagrali przepysznego stoner-doom’a, w którym udało im się
idealnie wypośrodkować równowagę między tymi dwoma gatunkami, uzyskując
klasycznie brzmiącą gędźbę. Umie ona bez problemu pobujać i wprowadzić w trans,
a i też w niektórych momentach przywali dość mocno. Poza halucynogennymi i
metafizycznymi klimatami nie stronią także od delikatniejszych rytmów snując
balladowe nuty jak chociażby te w nieco rockowym „Velvet Heart” czy pierwszej
części zamykającego ten krążek „Figa!”. Do swoich aranżacji wprowadzają też
mnóstwo wschodnio brzmiących harmonii, które niejednokrotnie, subtelnie ukryte
w całej okazałości wychodzą w przedostatnim, tytułowych kawałku, który
początkowo mocno pobrzmiewa „danzig’ową” manierą. Intensywny i hipnotyczny
stoner-doom, wypełniony umiejętną grą trójki panów, nad którymi górują śpiewy
wspomnianej już dwukrotnie Beatriz, która perfekcyjnie zaklina rzeczywistość.
Świetna produkcja. Polecam.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz