poniedziałek, 10 marca 2025

Recenzja Cruzeiro „Hic Sunt Dracones”

 

Cruzeiro

„Hic Sunt Dracones”

La Rubia Producciones / Interstellar Smoke Records / Vertebrae / Doomshire Tapes 2025

Galicyjski kwartet spod znaku stoner-doom metalu powraca z drugą płytą i muszę stwierdzić, że są w znakomitej formie. Jest coś magicznego w tym gatunku, a Cruzeiro winduje tą czarodziejskość naprawdę wysoko. Dzieje się tak za pośrednictwem niezwykle rozległego śpiewu Beatriz Onix. To co wyczynia tutaj i na poprzedniej płycie ta wokalistka jest czymś niesamowitym. Jej głos jawi mi się jako żeński odpowiednik Roberta Lowe z Solitude Aeturnus, ponieważ tembr, choć może trochę słabszy, ale po kobiecemu silny, potrafi wzbudzić niemałe emocje. Dzięki popisom wokalnym Beatriz, muzyka tej czwórki Hiszpanów przybiera formę wiedźmowego spotkania na Łysej Górze i przywdziewa rytualne szaty. Oczywiście sabat ten nie odbyłby się bez tęgich bębnów, mięsistego basu, którego operator w osobie Raposa!, potrafi poprowadzić jego linie w totalnie fantazyjny sposób i tym samy podkręcić ezoteryczność „Hic Sunt Dracones” do granic absurdu. Słuchając tego materiału ma się wrażenie, że gitary odgrywają tutaj drugoplanową rolę, aby tylko nadać odpowiednie tło solistce i sekcji rytmicznej oraz doszczętnie wypełnić jej luki (sorry Gon B.). Niemniej jednak pokłon jemu też się należy za ciężkie riffy i fantastyczne solówki. W jego graniu czuć odpowiedni vibe, bez którego nie byłoby jednak tego dusznego i narkotycznego uderzenia. Cruzeiro nagrali przepysznego stoner-doom’a, w którym udało im się idealnie wypośrodkować równowagę między tymi dwoma gatunkami, uzyskując klasycznie brzmiącą gędźbę. Umie ona bez problemu pobujać i wprowadzić w trans, a i też w niektórych momentach przywali dość mocno. Poza halucynogennymi i metafizycznymi klimatami nie stronią także od delikatniejszych rytmów snując balladowe nuty jak chociażby te w nieco rockowym „Velvet Heart” czy pierwszej części zamykającego ten krążek „Figa!”. Do swoich aranżacji wprowadzają też mnóstwo wschodnio brzmiących harmonii, które niejednokrotnie, subtelnie ukryte w całej okazałości wychodzą w przedostatnim, tytułowych kawałku, który początkowo mocno pobrzmiewa „danzig’ową” manierą. Intensywny i hipnotyczny stoner-doom, wypełniony umiejętną grą trójki panów, nad którymi górują śpiewy wspomnianej już dwukrotnie Beatriz, która perfekcyjnie zaklina rzeczywistość. Świetna produkcja. Polecam.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz