sobota, 17 grudnia 2022

Recenzja BLOOD TORRENT „Void Universe”

 

BLOOD TORRENT

„Void Universe”

Trollzorn Records 2022

„Void Universe”, czyli drugi, pełny album Blood Torrent to płytka, która w znacznym stopniu mnie zaskoczyła (być może dlatego, że nie słyszałem żadnych wcześniejszych materiałów tej niemieckiej grupy). Widząc, że zespół gra Black Metal, błędnie założyłem (nie usłyszawszy ani jednej nuty z rzeczonego albumu), że będzie to kolejna horda, której muzyka zakorzeniona jest w II fali diabelskiego szarpania strun. To właśnie założenie sprowadziło mnie na manowce. Potok Krwi lepi co prawda swe dźwięki z Czarciej gliny, jednak twórczość Niemców zdecydowanie bardziej wywołuje do tablicy kapele rzeźbiące w latach 80-tych, i bynajmniej nie mam tu na myśli wyłącznie załóg Black Metalowych. Bez większych problemów znajdziemy tu więc nawiązania do muzyki Venom, Hellhammer/Celtic Frost, czy Bathory, jednak w takim samym stopniu natkniemy się na odniesienia i analogie do pierwszych produkcji Sodom, Kreator, czy Slayer, a i patenty rodem z NWOBHM ze wskazaniem na JudasPriest i w mniejszym stopniu Iron Maiden także przebijają się na tej produkcji. Żeby było weselej, wszystkie te klasyczne inspiracje przeplatają się z siarczystym dopierdoleniem do pieca, zatopionym w oparach bardziej współczesnego diabelstwa. To, co przeczytaliście powyżej, wydaje się Wam nieco chaotyczne? Bardzo słusznie, gdyż „Void Universe” także jest do pewnego stopnia chaotyczna. Blood Torrent często zmaga się bowiem z łączeniem odmiennych pomysłów, aby stworzyć z nich jedną, spójną całość i choć w większości przypadków ich starania uwieńczone są sukcesem, to jednak trudno nie odnieść wrażenia, że chwilami panowie nie przejmując się zbytnio, poszli po prostu na żywioł. Niektóre wałki wydają się więc niedopieszczone, jakby kończyły się nie w tym miejscu, gdzie trzeba, przejścia pomiędzy sekcjami bywają gwałtowne, a słabo powiązane z całością melodie zachowują tylko pozory ciągłości, następując najczęściej po bardziej stonowanych fragmentach. Bardzo dobrego, energetycznego napierdalania jest tu jednak także dosyć sporo, a jadowite, Speed Metalowe ataki, czy korzenne, Thrash Metalowe riffy potrafią złapać za ryj i solidnie dokopać. Wydaje mi się, że ta płyta zmaga się z trzema problemami. Po pierwsze, jest za długa jako całość (prawie godzina to zdecydowanie za dużo). Po drugie, niektóre wałki są niepotrzebnie rozwleczone. Zaczynają się często od dobrych pomysłów, jednak nie staje ich na cały utwór i przy końcu jest już toporne męczenie buły. Po trzecie, chyba jednak chłopaki chcieli złapać zbyt dużo srok za dupę za jednym zamachem i zaliczyli padaczkę, przynajmniej częściowo. Sam pomysł, aby ożywić nieco ducha I fali jak najbardziej godny pochwały, jednak wykonanie już nieco gorsze. Dla mnie to trochę za słaby album, abym zakolegował się z nim na dłużej, a Wy sprawdźcie sami, może akurat u Was mimo wszystko coś zaskoczy?

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz