środa, 14 grudnia 2022

Recenzja DOOMSTER REICH „Blessed Beyond Mortality”

 

DOOMSTER REICH

„Blessed Beyond Mortality”

OldTemple 2022

Gdy tak obserwuję kolejne nagrania Doomster Reich, to kurwa normalnie aż serce rośnie. Kapela, która początkowo głęboko inspirowała się i w zasadzie odwzorowywała jeno (wyśmienicie co prawda, ale jednak) w swej muzie dokonania starych mistrzów gatunku przekształciła się w prawdziwego potwora, który z sadystyczną wręcz przyjemnością robi krzywdę  naszym mózgowym synapsom, ale co najważniejsze, robi to na swój sposób i na własnych warunkach. A warunki to zaiste twarde, bezlitosne i nieubłagane. Pamiętacie pewnie to, co napisałem przy okazji recenzji poprzedniego albumu tej grupy. Chodzi mi o stwierdzenie, że nie dało się przy tamtej płycie lizać cipki, bawić sutkami, bądź wpychać swe paluchy w mokrą vaginę. Otóż w przypadku tegorocznych, gęstych, plugawych wymiocin Doomster Reich także nie da się robić tych niewątpliwie seksualnych czynności, ale przede wszystkim muzyka na tej płycie jest tak zajmująca, intrygująca i zarazem halucynogenna, że nawet przez chwilę nie pomyślicie o minecie, cyckach, czy też penetracji czymkolwiek spoconej pizdy starej kurwy. To, co słyszymy na „Blessed Beyond Mortality” to już w pizdę palec nie przelewki. Okrutnie tyra ta płytka, płynnie lawirując i przechodząc od psychoaktywnych, kwaśnych, w chuj transowych faktur dźwiękowych do niemożliwie, a chwilami wręcz abstrakcyjnie wgniatających w glebę patentów o konsystencji ciężkich olei opałowych. Jak wiadomo, kontakt z tymi olejami obarczony jest sporym ryzykiem, nawet wdychanie ich oparów jest wysoce niebezpieczne. No i podobnie ma się rzecz z muzą zawartą na tej płycie. Także może być niebezpieczna, zwłaszcza dla niezabezpieczonych (i nie chodzi mi tu bynajmniej o używanie prezerwatyw), ale jakże można było się zabezpieczyć przed takim krążkiem i kto przypuszczał, że okaże się on aż tak toksyczny, psychoaktywny i zmieniający postrzeganie rzeczywistości? Nie wiem, czy był ktoś taki? Ja w każdym razie się tego nie spodziewałem, choć wszelaką muzykę ekstremalną  zgłębiam od prawie czterech dekad (ja pierdolę, jaki ja stary już jestem).No do kurwy nędzy, przejebał mnie ten materiał, niczym jurny młodzian starą lafiryndę. Ten krążek naprawdę zrobił mi wodę z mózgu i gdyby nie alkohol, pewnie zmieniłbym się w śliniącą się roślinę. Z pomocą 40-procentowej łychy i wody mineralnej marki Cisowianka jakoś się jednak odbudowałem, za co dziękuję im stokrotnie, gdyż dzięki temu mogę zaświadczyć wszem i wobec, będąc zdrowym na umyśle i wątrobie, że Doomster Reich nagrał płytę genialną, która naprawdę niszczy w chuj. Obym się mylił, ale może to być ponownie jeden z tych albumów, który nie doczeka się uznania takiego, na jakie zasługuje tylko dlatego, że kroczy własną ścieżką i nie ogląda się za siebie. Ja tam w każdym razie mam zamiar podążać dalej z tą wyjebaną muzą, a Wy se róbta, co chceta. Wyśmienita, wysoce psychodeliczna płytka. Wasze zdrowie chłopaki (tu oczywiście zwracam się do muzyków Doomster Reich, żeby nie było niedomówień). Koniec i bomba, a kto nie kupi, ten…kutas.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz