DOOMSTER
REICH
„Blessed
Beyond Mortality”
OldTemple
2022
Gdy tak obserwuję kolejne
nagrania Doomster Reich, to kurwa normalnie aż serce rośnie. Kapela, która
początkowo głęboko inspirowała się i w zasadzie odwzorowywała jeno (wyśmienicie
co prawda, ale jednak) w swej muzie dokonania starych mistrzów gatunku
przekształciła się w prawdziwego potwora, który z sadystyczną wręcz
przyjemnością robi krzywdę naszym
mózgowym synapsom, ale co najważniejsze, robi to na swój sposób i na własnych
warunkach. A warunki to zaiste twarde, bezlitosne i nieubłagane. Pamiętacie
pewnie to, co napisałem przy okazji recenzji poprzedniego albumu tej grupy.
Chodzi mi o stwierdzenie, że nie dało się przy tamtej płycie lizać cipki, bawić
sutkami, bądź wpychać swe paluchy w mokrą vaginę. Otóż w przypadku
tegorocznych, gęstych, plugawych wymiocin Doomster Reich także nie da się robić
tych niewątpliwie seksualnych czynności, ale przede wszystkim muzyka na tej
płycie jest tak zajmująca, intrygująca i zarazem halucynogenna, że nawet przez
chwilę nie pomyślicie o minecie, cyckach, czy też penetracji czymkolwiek
spoconej pizdy starej kurwy. To, co słyszymy na „Blessed Beyond Mortality” to
już w pizdę palec nie przelewki. Okrutnie tyra ta płytka, płynnie lawirując i
przechodząc od psychoaktywnych, kwaśnych, w chuj transowych faktur dźwiękowych
do niemożliwie, a chwilami wręcz abstrakcyjnie wgniatających w glebę patentów o
konsystencji ciężkich olei opałowych. Jak wiadomo, kontakt z tymi olejami
obarczony jest sporym ryzykiem, nawet wdychanie ich oparów jest wysoce
niebezpieczne. No i podobnie ma się rzecz z muzą zawartą na tej płycie. Także może
być niebezpieczna, zwłaszcza dla niezabezpieczonych (i nie chodzi mi tu
bynajmniej o używanie prezerwatyw), ale jakże można było się zabezpieczyć przed
takim krążkiem i kto przypuszczał, że okaże się on aż tak toksyczny,
psychoaktywny i zmieniający postrzeganie rzeczywistości? Nie wiem, czy był ktoś
taki? Ja w każdym razie się tego nie spodziewałem, choć wszelaką muzykę
ekstremalną zgłębiam od prawie czterech
dekad (ja pierdolę, jaki ja stary już jestem).No do kurwy nędzy, przejebał mnie
ten materiał, niczym jurny młodzian starą lafiryndę. Ten krążek naprawdę zrobił
mi wodę z mózgu i gdyby nie alkohol, pewnie zmieniłbym się w śliniącą się
roślinę. Z pomocą 40-procentowej łychy i wody mineralnej marki Cisowianka jakoś
się jednak odbudowałem, za co dziękuję im stokrotnie, gdyż dzięki temu mogę
zaświadczyć wszem i wobec, będąc zdrowym na umyśle i wątrobie, że Doomster
Reich nagrał płytę genialną, która naprawdę niszczy w chuj. Obym się mylił, ale
może to być ponownie jeden z tych albumów, który nie doczeka się uznania
takiego, na jakie zasługuje tylko dlatego, że kroczy własną ścieżką i nie
ogląda się za siebie. Ja tam w każdym razie mam zamiar podążać dalej z tą
wyjebaną muzą, a Wy se róbta, co chceta. Wyśmienita, wysoce psychodeliczna
płytka. Wasze zdrowie chłopaki (tu oczywiście zwracam się do muzyków Doomster
Reich, żeby nie było niedomówień). Koniec i bomba, a kto nie kupi, ten…kutas.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz