piątek, 23 grudnia 2022

Recenzja Irae „Assim Na Terra Como No Inferno”

 

Irae

„Assim Na Terra Como No Inferno”

Signal Rex 2022

Historia tego bandu jest już dość długa, gdyż narodził się on w Lizbonie. Miało to miejsce w 2002 roku i od tamtego czasu nieprzerwanie co jakiś czas nagrywa nowe piosenki. Uzbierało się trochę tego, bo ilość wydanych przez Irae demosów, splitów i kompilacji jest całkiem spora. Jeżeli chodzi o albumy, to w porównaniu do innych wydawnictw, sprawa ma się trochę odmiennie, ponieważ na przestrzeni swojego dwudziestoletniego istnienia ten Portugalczyk wydaje właśnie dopiero piątą płytę. Tak, Irae to jednoosobowy projekt, który podobno nieźle namieszał na black metalowej scenie w kraju, z którego pochodzi. To moje pierwsze spotkanie z tym projektem, bo raczej rzadko zwracam oczy na tamtą część Europy, zwłaszcza jeśli chodzi o tego typu granie. Najnowsza i jednocześnie jubileuszowa produkcja „Assim Na Terra Como No Inferno” to 39 minut szorstkiego black metalu, ocierającego się wyraźnie o odmianę „raw”. Dzieło to wykazuje się małą bipolarnością dlatego iż, można je niejako podzielić na dwie części. Pierwsze cztery utwory z siedmiu tu zamieszczonych, są niczym innym jak szatańskim muzykowaniem w delikatnie współczesnym ujęciu. Co prawda trzon jest właściwy i wyraźnie wyczuwalny, ale twórca wplata we wszystko sporo nowych rozwiązań i doprawia wszystko swoim południowym temperamentem. Jednostajne i nastrojowe akordy nieustannie przechodzą z jednego w drugi, jednocześnie zmieniając tempo. W toporne riffy Vulturius wplata również nieoczywiste i odegrane na portugalską modłę tremolo. Nie brakuje tutaj również klimatycznych i oszczędnie użytych przerywników w postaci sampli, dzięki którym możemy usłyszeć odgłosy deszczu, a także momentów z dźwiękiem „czystych” strun, przywołując skojarzenia z grecką szkołą. Od piątego numeru wszystko się diametralnie zmienia. Portugalczyk obiera inny front i kieruje swoje inspiracje w stronę norweską. Za sprawą tych trzech kawałków dostajemy typową oraz chropowatą łupaninę, płynącą przed siebie w średnim tempie. Ostre gitary generują mniej przytulną atmosferę niż przed chwilą. Pojawia się odczuwalny chłód i nieprzychylność dla wszelkiego dobra, które siąpi z portugalskiego i hiszpańskiego katolicyzmu. Druga połowa „Assim Na Terra Como No Inferno” wydźwiękiem przypominać trochę może rzępolenie Gylve i Ted’a z czasów między „Ravishing Grimness”, a „Hate Them”. Całości oczywiście towarzyszą przyzwoite wokale, które swą ciernistością kolą boleśnie uszy. Z brudnym sumieniem polecam, choć zaznaczyć muszę, że jeden odsłuch może nie wystarczyć, aby się do tej produkcji przekonać, a warto dać jej szansę.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz