Irae
„Assim
Na Terra Como No Inferno”
Signal Rex 2022
Historia
tego bandu jest już dość długa, gdyż narodził się on w Lizbonie. Miało to
miejsce w 2002 roku i od tamtego czasu nieprzerwanie co jakiś czas nagrywa nowe
piosenki. Uzbierało się trochę tego, bo ilość wydanych przez Irae demosów,
splitów i kompilacji jest całkiem spora. Jeżeli chodzi o albumy, to w porównaniu
do innych wydawnictw, sprawa ma się trochę odmiennie, ponieważ na przestrzeni
swojego dwudziestoletniego istnienia ten Portugalczyk wydaje właśnie dopiero
piątą płytę. Tak, Irae to jednoosobowy projekt, który podobno nieźle namieszał
na black metalowej scenie w kraju, z którego pochodzi. To moje pierwsze
spotkanie z tym projektem, bo raczej rzadko zwracam oczy na tamtą część Europy,
zwłaszcza jeśli chodzi o tego typu granie. Najnowsza i jednocześnie
jubileuszowa produkcja „Assim Na Terra Como No Inferno” to 39 minut szorstkiego
black metalu, ocierającego się wyraźnie o odmianę „raw”. Dzieło to wykazuje się
małą bipolarnością dlatego iż, można je niejako podzielić na dwie części.
Pierwsze cztery utwory z siedmiu tu zamieszczonych, są niczym innym jak szatańskim
muzykowaniem w delikatnie współczesnym ujęciu. Co prawda trzon jest właściwy i
wyraźnie wyczuwalny, ale twórca wplata we wszystko sporo nowych rozwiązań i
doprawia wszystko swoim południowym temperamentem. Jednostajne i nastrojowe
akordy nieustannie przechodzą z jednego w drugi, jednocześnie zmieniając tempo.
W toporne riffy Vulturius wplata również nieoczywiste i odegrane na portugalską
modłę tremolo. Nie brakuje tutaj również klimatycznych i oszczędnie użytych
przerywników w postaci sampli, dzięki którym możemy usłyszeć odgłosy deszczu, a
także momentów z dźwiękiem „czystych” strun, przywołując skojarzenia z grecką
szkołą. Od piątego numeru wszystko się diametralnie zmienia. Portugalczyk obiera
inny front i kieruje swoje inspiracje w stronę norweską. Za sprawą tych trzech
kawałków dostajemy typową oraz chropowatą łupaninę, płynącą przed siebie w
średnim tempie. Ostre gitary generują mniej przytulną atmosferę niż przed
chwilą. Pojawia się odczuwalny chłód i nieprzychylność dla wszelkiego dobra, które
siąpi z portugalskiego i hiszpańskiego katolicyzmu. Druga połowa „Assim Na
Terra Como No Inferno” wydźwiękiem przypominać trochę może rzępolenie Gylve i
Ted’a z czasów między „Ravishing Grimness”, a „Hate Them”. Całości oczywiście
towarzyszą przyzwoite wokale, które swą ciernistością kolą boleśnie uszy. Z
brudnym sumieniem polecam, choć zaznaczyć muszę, że jeden odsłuch może nie
wystarczyć, aby się do tej produkcji przekonać, a warto dać jej szansę.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz