środa, 14 grudnia 2022

Recenzja DEIQUISITOR „Apotheosis”

 

DEIQUISITOR

„Apotheosis”

Extremely Rotten (2023)

Wymyślanie koła na nowo, przecieranie nowych szlaków, bycie pionierem nie zawsze oznacza w muzycznych realiach, że trzeba coś chwalić, doceniać i nagminnie czegoś słuchać. Wymyślanie death metalu na nowo bardziej zabija jego istotę niż daje powód ekstatycznej fascynacji, dlatego też panowie z duńskiego Deiquisitor nie pierdolą się w tańcu i nie eksperymentują z death metalem. Eksperymentują za to z wypracowaną przez lata stylistyką, zmieniają proporcje, wychodząc za każdym razem z tego obronną ręką, a każdy ich kolejny wypust jest synonimem jakości. Myli się jednak ten, kto sądzi, że „Apotheosis” to po prostu „kolejny” album Deiquisitor. Na papierze mógłbym opisać czwarty pełniak Skandynawów jako wypadkową „Downfall Of The Apostates” i „Humanoid”, ale byłoby to duże uproszenie. Faktycznie, najnowsza propozycja Duńczyków niesie za sobą przebojowość pierwszej z wymienionych i piaszczyste brzmienie drugiej. Nadal z tej muzyki emanuje chłód i pewien zimny, mechaniczny sznyt, ale w porównaniu do wcześniejszych dokonań jest go jakby mniej. Więcej tu za to luzu, organiczności i różnorodności. I nie chodzi tutaj wcale o produkcję, ale i o sam aspekt kompozytorski. W ten bezlitośnie bezduszny stelaż wykręconych riffów i nieubłaganych uderzeń perkusji muzycy sypnęli zdrową garścią pomysłów, które do tej pory siew muzyce Deiquisitor nie przewijały. Są momenty, gdy prują na thrashową modlę, są momenty, gdzie zaciągnąć szorstki żużlem rodem z drugiej płyty Pungent Stench, by w innym momencie zaczarować banalnym, chwytliwym riffem w stylu Gorefest. W ogóle „Apotheosis” przynosi więcej odniesień do deathmetalowej klasyki niż wcześniejsze wydawnictwa i w żaden sposób nie należy uznawać tego jako zarzut. Wręcz przeciwnie – duńska ekipa poprzez te elementy tylko wzbogaciła swój szalenie charakterystyczny styl pełen mechaniczny uderzeń perkusji, wykręconych riffów, rutanowego automatyzmu i jedynej w swoim rodzaju bezduszności. Gdybym miał wskazać utwory, które podobają mi się najbardziej tu wymieniłbym pokręcony „Deuquisitor” i bestialski „Praise The God”, któremu bliżej do artystów pokroju Imprecation czy wczesne Vital Remains. Pewnie, Deiquisitor niczego nowego nie wymyśla, ale ich zwarta i konsekwentna w rozwoju formuła uczyniła z nich (w moich uszach) najbardziej charakterystyczny band współczesnego, deathmetalowego podziemia. „Apotheosis” to chyba najlepsze póki co nagranie pod szyldem Deiquisitor. I coś czuję, że będzie to płyta długodystansowa, która możliwe, że nie zaskarbi sobie takiej popularności jak kilka innych, bardziej modnych nazw i nie sprawi, że będzie się kręciła w odtwarzaczu na repeacie przez 2 miesiące bez przerwy, ale w finalnym rozrachunku okaże się wydawnictwem, do której będzie się wracało regularnie latami. Rok 2023 zaczął się naprawdę wybornie!

 

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz