wtorek, 13 grudnia 2022

Recenzja / A review of Hild „ValFreiya”

 

- FOR ENGLISH SCROLL DOWN -


Hild

„ValFreiya”

Odium Rec. 2022

Dzień dobry, nazywam się Hildegarda. Pochodzem ze Szwecji i pizdnę wam w ryj albumem pełnym muzyki, jakiej nie lubicie! Jakoś tak. W ten deseń powinna brzmieć reklama tego krążka, a nie jakieś pierdolenie, że to projekt kolesia, co grał w Marduk czy innym Ofermod. Jednak dźwignią handlu są nazwy popularne, więc i wydawca popłynął tą ścieżka, ma do tego prawo. Ja też pojadę po swojemu, bo lubię. Zatem zaczynamy. Materiał na debiutancki krążek Hild powstał ponoć dość szybko. I to słychać. Zwłaszcza w spontaniczności, gwałtowności, i czasem jednak mimo wszystko przypadkowości, choć to akurat w tym przypadku żaden zarzut, następujących po sobie sekwencji. Czemu nie zarzut? Bo mimo, iż niektóre tryby nie do końca wchodzą w siebie ząbek w ząbek, to  powstające z tego powodu zgrzyty, przynajmniej dla mnie, podkreślają organiczność i, jeszcze raz powtórzę to słowo, spontaniczność tworzenia tych kompozycji. No dobra, ale co ten Hild gra? Metal Archives powie ci, ze black thrash. Tyle w tym prawdy, co w twierdzeniu, że Maradona nie strzelił Anglikom gola ręką.  Ja tu słyszę zajebisty crossover, mnóstwo punka, crustu, nieco thrashu, pierwiastki core’a a nawet heavy metalu. Black metal? Kurwa, gdzie? Może w ilościach śladowych. Ale nawet wokal ucieka od tej formuły, pasując bardziej do wspomnianego wcześniej thrashu. Same numery są zazwyczaj krótkie, czyli też w punkowym stylu. I bardzo dobrze, bo oparte zostały na kilku akordach, których kilkukrotne jedynie powtórzenia sprawia, że morda się do nich cieszy i otwiera do kolejnego browara. Jest to muzyka absolutnie niekomercyjna, idąca pod prąd współczesnym modom i trendom głównym. Przypomina mi podziemne demówki ze sceny okołometalowej z wczesnego początku lat dziewięćdziesiątych. Jako iż Brodesson, czyli pomysłodawca tej instytucji, jest niewiele ode mnie młodszy, jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że postanowił po latach wypuścić z siebie ducha, który przemówił do niego we wczesnym stadium fascynacji metalem i gatunkami pobocznymi. Tym bardziej kiedy wsłuchamy się w wokale, chwilami zahaczające wprost o pierwsze krążki Napalm Death. I nie chodzi mi tyle o barwę, co formę ekstremalnie wkurwionej ekspresji. Z kolei ewidentna przypadkowość niektórych motywów po sobie następujących, o której rzekłem ciut wyżej, kojarzyć się może z numerami S.O.D., mistrzami, którzy mieszali w kotle ile się dało, i zawsze im wychodził bigos. Ja tam bigos zawsze i wszędzie, nawet do wutki. No dobra, ale podsumować te wywody czas. Hild nagrali płytę kompletnie nie na swoje czasy. Nie sądzę, by ktokolwiek poza starymi zgredami ją zrozumiał. Młode towarzystwo ona po prostu znudzi. Nie do końca ją chyba zrozumiał nawet sam wydawca. Dla mnie „ValFreiya” to świetny krążek, który bankowo odpalę przy najbliższej okazji, kiedy tylko wpadną do mnie na domówkę znajomi z którymi słuchaliśmy metalu jeszcze w podstawówce. Najebiemy się przy tym mocno i będziemy łbami napierdalać. Bo to jest prosta muzyka dla prostych ludzi którzy lubią prostotę. Lars, masz u mnie piwo! Świetna robota.

- jesusatan

 

 

Hild

"ValFreiya"

Odium Rec. 2022

 

Good morning, my name is Hildegarda. I'm from Sweden and I'm going to fucking punch you in the face with an album full of music you don't like! Something like that. That's how the advertisement for this album should sound, not some bullshit that it's the project of a guy who played in Marduk or another Ofermod. However, the levers of commerce are popular names, so the label also went this path, it has the right to do so. I will also go my own way, because I like it. So here we go. The material for Hild's debut CD was supposedly created quite suddenly. And it can be heard. Especially in the spontaneity, vehemence, and sometimes, despite everything, randomness, although this is in this case no reproach, of the following sequences. Why not a reproach? Because even though some of the gears don't quite go into each other tooth for tooth, the resulting rasps, at least for me, emphasize the organic and, I'll repeat the word again, spontaneity of the creation of these compositions. All right, but what does this Hild play? Metal Archives will tell you that black / thrash. There's as much truth in that as there is in a statement that Maradona didin’t score a goal to England with his hand.  I hear here awesome crossover, lots of punk, crust, a bit of thrash, elements of core and even heavy metal. Black metal? Fuck, where? Maybe in trace amounts. But even the vocals escape that formula, fitting more into the aforementioned thrash. The songs themselves are usually short, in the punkish style. And that's a very good thing, because they're based on a few chords, repetition of which will make you much happy. This is absolutely non-commercial music, going upstream. It reminds me of some underground demos from around metal scene of the early 1990s. As Brodesson, the originator of this institution, is not much younger than me, I am able to bet that he decided to let go of the spirit that appealed to him in his early fascination with metal and side genres. All the more so when one listens to the vocals, at times harking straight back to the first Napalm Death albums. And I don't mean so much in terms of timbre, but in terms of the form of extremely pissed-off expression. On the other hand, the evident randomness of some motifs, which I mentioned a bit above, may bring to mind S.O.D., the masters who stirred as much as possible in the cauldron, and always came out with a bigos. I love bigos, always and everywhere, even to wodka. All right, but it’s time to sum up these arguments. Hild have made an album completely out of step with their times. I don't think anyone but old geezers will understand it. The young company will simply be bored by the album. I don't think even the publisher himself fully understood the music. For me, "ValFreiya" is a great CD, which I will definitely play at the soonest opportunity, when my friends with whom we listened to metal back in elementary school drop by for a house party. We'll get wasted at it and bang our heads to it . Because this is simple music for simple people who like simplicity. Lars, I owe you a beer! Great job.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz