- FOR ENGLISH SCROLL DOWN -
Hild
„ValFreiya”
Odium
Rec. 2022
Dzień dobry, nazywam się Hildegarda. Pochodzem ze
Szwecji i pizdnę wam w ryj albumem pełnym muzyki, jakiej nie lubicie! Jakoś
tak. W ten deseń powinna brzmieć reklama tego krążka, a nie jakieś pierdolenie,
że to projekt kolesia, co grał w Marduk czy innym Ofermod. Jednak dźwignią
handlu są nazwy popularne, więc i wydawca popłynął tą ścieżka, ma do tego
prawo. Ja też pojadę po swojemu, bo lubię. Zatem zaczynamy. Materiał na
debiutancki krążek Hild powstał ponoć dość szybko. I to słychać. Zwłaszcza w
spontaniczności, gwałtowności, i czasem jednak mimo wszystko przypadkowości,
choć to akurat w tym przypadku żaden zarzut, następujących po sobie sekwencji.
Czemu nie zarzut? Bo mimo, iż niektóre tryby nie do końca wchodzą w siebie
ząbek w ząbek, to powstające z tego
powodu zgrzyty, przynajmniej dla mnie, podkreślają organiczność i, jeszcze raz
powtórzę to słowo, spontaniczność tworzenia tych kompozycji. No dobra, ale co
ten Hild gra? Metal Archives powie ci, ze black thrash. Tyle w tym prawdy, co w
twierdzeniu, że Maradona nie strzelił Anglikom gola ręką. Ja tu słyszę zajebisty crossover, mnóstwo
punka, crustu, nieco thrashu, pierwiastki core’a a nawet heavy metalu. Black
metal? Kurwa, gdzie? Może w ilościach śladowych. Ale nawet wokal ucieka od tej
formuły, pasując bardziej do wspomnianego wcześniej thrashu. Same numery są
zazwyczaj krótkie, czyli też w punkowym stylu. I bardzo dobrze, bo oparte
zostały na kilku akordach, których kilkukrotne jedynie powtórzenia sprawia, że morda
się do nich cieszy i otwiera do kolejnego browara. Jest to muzyka absolutnie
niekomercyjna, idąca pod prąd współczesnym modom i trendom głównym. Przypomina
mi podziemne demówki ze sceny okołometalowej z wczesnego początku lat
dziewięćdziesiątych. Jako iż Brodesson, czyli pomysłodawca tej instytucji, jest
niewiele ode mnie młodszy, jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że
postanowił po latach wypuścić z siebie ducha, który przemówił do niego we wczesnym
stadium fascynacji metalem i gatunkami pobocznymi. Tym bardziej kiedy wsłuchamy
się w wokale, chwilami zahaczające wprost o pierwsze krążki Napalm Death. I nie
chodzi mi tyle o barwę, co formę ekstremalnie wkurwionej ekspresji. Z kolei
ewidentna przypadkowość niektórych motywów po sobie następujących, o której
rzekłem ciut wyżej, kojarzyć się może z numerami S.O.D., mistrzami, którzy
mieszali w kotle ile się dało, i zawsze im wychodził bigos. Ja tam bigos zawsze
i wszędzie, nawet do wutki. No dobra, ale podsumować te wywody czas. Hild
nagrali płytę kompletnie nie na swoje czasy. Nie sądzę, by ktokolwiek poza
starymi zgredami ją zrozumiał. Młode towarzystwo ona po prostu znudzi. Nie do
końca ją chyba zrozumiał nawet sam wydawca. Dla mnie „ValFreiya” to świetny
krążek, który bankowo odpalę przy najbliższej okazji, kiedy tylko wpadną do
mnie na domówkę znajomi z którymi słuchaliśmy metalu jeszcze w podstawówce.
Najebiemy się przy tym mocno i będziemy łbami napierdalać. Bo to jest prosta
muzyka dla prostych ludzi którzy lubią prostotę. Lars, masz u mnie piwo!
Świetna robota.
-
jesusatan
Hild
"ValFreiya"
Odium Rec. 2022
Good morning, my
name is Hildegarda. I'm from Sweden and I'm going to fucking punch you in the
face with an album full of music you don't like! Something like that. That's
how the advertisement for this album should sound, not some bullshit that it's
the project of a guy who played in Marduk or another Ofermod. However, the
levers of commerce are popular names, so the label also went this path, it has
the right to do so. I will also go my own way, because I like it. So here we
go. The material for Hild's debut CD was supposedly created quite suddenly. And
it can be heard. Especially in the spontaneity, vehemence, and sometimes,
despite everything, randomness, although this is in this case no reproach, of
the following sequences. Why not a reproach? Because even though some of the
gears don't quite go into each other tooth for tooth, the resulting rasps, at
least for me, emphasize the organic and, I'll repeat the word again,
spontaneity of the creation of these compositions. All right, but what does
this Hild play? Metal Archives will tell you that black / thrash. There's as
much truth in that as there is in a statement that Maradona didin’t score a
goal to England with his hand. I hear here
awesome crossover, lots of punk, crust, a bit of thrash, elements of core and
even heavy metal. Black metal? Fuck, where? Maybe in trace amounts. But even
the vocals escape that formula, fitting more into the aforementioned thrash.
The songs themselves are usually short, in the punkish style. And that's a very
good thing, because they're based on a few chords, repetition of which will
make you much happy. This is absolutely non-commercial music, going upstream.
It reminds me of some underground demos from around metal scene of the early
1990s. As Brodesson, the originator of this institution, is not much younger
than me, I am able to bet that he decided to let go of the spirit that appealed
to him in his early fascination with metal and side genres. All the more so
when one listens to the vocals, at times harking straight back to the first
Napalm Death albums. And I don't mean so much in terms of timbre, but in terms
of the form of extremely pissed-off expression. On the other hand, the evident
randomness of some motifs, which I mentioned a bit above, may bring to mind
S.O.D., the masters who stirred as much as possible in the cauldron, and always
came out with a bigos. I love bigos, always and everywhere, even to wodka. All
right, but it’s time to sum up these arguments. Hild have made an album
completely out of step with their times. I don't think anyone but old geezers
will understand it. The young company will simply be bored by the album. I
don't think even the publisher himself fully understood the music. For me,
"ValFreiya" is a great CD, which I will definitely play at the
soonest opportunity, when my friends with whom we listened to metal back in
elementary school drop by for a house party. We'll get wasted at it and bang
our heads to it . Because this is simple music for simple people who like
simplicity. Lars, I owe you a beer! Great job.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz