niedziela, 18 grudnia 2022

Recenzja K.F.R. „Pure Evil”

 

K.F.R.

„Pure Evil”

Necroeucharist Prod. 2022

Nie ma co się łudzić, francuski, jednoosobowy projekt, zarażający swoją obrzydliwością już od niemal dekady, to twórczość spod znaku „kochaj albo rzuć”. Odpowiedzialny za niego Maxime Taccardi to persona mogąca budzić w środowisku różne opinie, ale jedno trzeba chłopu oddać. Robi swoje, z pełnym przekonaniem o słuszności dokonywanych wyborów, konsekwentnie podążając prostą ścieżką do muzycznego piekła. Kolejnym krokiem w dół jest najnowsze wydawnictwo, jakże adekwatnie w stosunku do zawartości zatytułowane. Materiał ten ukazał się co prawda już rok temu, jednak biorąc pod uwagę obowiązujące obecnie kolejki do tłoczni, jego winylowa wersja ujrzała światło dzienne dosłownie chwile temu. Kto zna dotychczasową twórczość K.F.R. ten rozczarowany nie będzie. Autor, stosując teoretycznie cały czas podobne środki, uparcie podąża w kierunku zdecydowanie przeciwnym do mainstreamu. Muzyka Francuza oparta jest na totalnej schizie, a jego spojrzenie na black metal, jako tako, bazuje bardziej na horrorze i igraniu z psychika słuchacza niż bezpośrednim podejściu do tematu w stylu choćby drugiej fali. Mnóstwo w tych kompozycjach mrocznej elektroniki, sampli, krzyków, które autentycznie potrafią przerażać, czy też wstawek kościelnych i rytualnych. Gitary są tu jedynie dodatkiem, podobnie jak perkusja, ograniczająca się w zasadzie do schowanej gdzieś w tle centrali. Poszczególne instrumenty chwilami mocno się mijają, jakby grały same dla siebie, niejednokrotnie wywołując nastrój ogólnej kakofonii. Można też odnieść wrażenie, że tak naprawdę nie jest to muzyka w sensie stricte, a jedynie kumulacja dźwięków wyrażających prawdziwe zło. Stąd też moje wcześniejsze stwierdzenie o trafności tytułu zbioru tych czarnych piosenek. Nie jest to album do słuchania w towarzystwie. Jest to rzecz bardzo intymna. Nie ma tu refrenów czy czegokolwiek chwytliwego. Tu tak na dobrą sprawę nie ma nawet melodii. Są dźwięki i towarzyszące im monotonne, zachrypnięte, mamroczące swoją mantrę wokale przy których można odejść od zdrowych zmysłów. Sam fakt, iż Taccardi wyrzyguje swoje niezaprzeczalnie chore wizje z dość dużą częstotliwością, może powodować obawy o jego stan psychiczny. Ja jednak po raz kolejny podaję mu rękę i pozwalam prowadzić się przez jego obłąkany świat. Bo wiem, że czaka tam na mnie On. Ten, który pluje bogu w twarz.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz