piątek, 9 grudnia 2022

Recenzja Deströyer 666 „Never Surrender”

 

Deströyer 666

„Never Surrender”

Season Of Mist 2022

Kiedyś obok takich kapel jak Aura Noir, Desaster czy Nifelheim wyznaczali kierunek i jakość black / thrash metalu. Ich niezwykle agresywne granie, miażdżyło słuchaczy. Ta totalnie impertynencka bestia mieliła swoich fanów zębami po czym wypluwała w postaci papki. Po sześciu latach powraca, ale niestety jej kły nie są już takie ostre. Zresztą już na poprzednim krążku zaobserwować można było, że Australijczycy lekko spuścili z tonu. Najnowsza produkcja to kolejny krok w stronę łagodzenia oblicza Deströyer 666. Dlatego też nie należy rozpatrywać jej w odniesieniu do realizacji z początku ich kariery. Byłoby to delikatnie mówiąc krzywdzące, ponieważ „Never Surrender” jest bardzo dobrą płytą tylko, że już w troszkę innej kategorii. Po delikatniejszym od swych poprzedników „Wildfire”, który odznaczał się mniej krewkim charakterem, a jego wydźwięk był nieco nostalgiczny, tym razem otrzymujemy świetny heavy metal, mocno doprawiony przyprawami, których ci panowie używają od lat. Co z tego, że na starość smak się zmienia, a coraz to delikatniejszy żołądek nie toleruje już tak łatwo pieprzu cayenne i trzeba sypać go mniej. Pomimo to nadal jest on wyczuwalny choć dodany do zmodyfikowanej potrawy, którą stanowi dziewięć numerów, niosących czterdzieści minut energetycznego heavy metalu. Chłopaki dołożyli do niego nieco thrashowej zadzierżystości i blackowej wściekłości no i wyszło coś na kształt dawnego D.666, zmutowanego z Running Wild i Manowar, choć zdarzają się też momenty, przypominające Żelazną Dziewicę i Króla Diamentu. Ogólnie rzecz biorąc to świetna muzyka, która sprawdzi się podczas jazdy samochodem i przy piwie z kolegami. Za pomocą sprawdzonych już patentów muzycy generują żwawe i łatwo wpadające w ucho melodie, ale te nie są zbyt nachalne i w gruncie rzeczy zapraszają do wspólnej celebracji czegokolwiek niż do skandynawskich pląsów. W ogóle usposobienie poszczególnych kawałków jest dość wzniosłe co podkreślają patetyczne, chóralne zaśpiewy jak i riffy, które zagrzewają do walki z kolejnym kuflem piwa. Nie brakuje też epickich i melancholijnych momentów jak w „Pitch Black Night” jak również w końcówce ostatniego „Batavia’s Graveyard”. Całość żre intensywnie i zlatuje szybko, nie męcząc, a po zakończeniu mamy ochotę na więcej. „Never Surrender” to niezobowiązujący i charakterny heavy od starych dziadów dla starych dziadów, którzy czasami chcą odetchnąć od cięższych brzmień i przenieść się w przeszłość, bo była ona „lepsza” niż teraźniejszy znój. Kto chce, niech sprawdza.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz