„Manifesto di Odio”
Time to Kill Records 2022
Zanim
tegoroczny, piąty już w dyskografii włoskiego Violentor album „Manifesto di
Odio” zlądował w moim odtwarzaczu, wiedziałem o tej hordzie tylko tyle, że
istnieje. Jakieś tam newsy, które ich dotyczyły, przelatywały mi przed oczami,
ale jakoś tak wyszło, że ich muza nigdy wcześniej nie zagościła w mych skromnych
progach. I teraz byłoby pewnie podobnie, gdyby nie jeden szczegół. Otóż
dowiedziałem się, że na „Manifeście Nienawiści” tłucze w gary Michał znany
choćby z gry w Brüdnym Skürwielu, czy też z wolontariatu na rzecz Black Silesia
Productions. I to był ów magnes, który niejako przyciągnął mnie do tej płytki.
Można zatem powiedzieć, że podszedłem do tego krążka w zasadzie na czysto, bez
żadnych oczekiwań. No i bardzo dobrze, gdyż materiał ten dupy absolutnie nie
urywa, ale to fajne, surowe granie, które może się podobać. „Manifesto…”
zawiera bowiem pół godziny okadzonego siarką, napędzanego piekielnym ogniem
Speed/Thrash Metalu, który w równej mierze czerpie swe inspiracje ze sceny
europejskiej, jak i południowoamerykańskiej (ze wskazaniem na Brazylię). Odniesienia
te nie są wszakże jednoznaczne, więc każdy usłyszy tu nieco inny zestaw
stymulantów.Moje myśli pobiegły akurat w stronę twórczości Bulldozer, Venom,
Vulcano, wczesnego Chakal, czy też pierwszych produkcji Sodom i Messiah. Szyją zatem
panowie z sercem, nie liżąc się po fujarach. Jest w tej muzie piekło, brud i
diabelski pierwiastek, choć tego ostatniego składnika prawdę powiedziawszy
trochę mi mało. Dlatego też płytka ta, jako całość nie do końca mnie
przekonuje. Kilka solidnych strzałów na czele z takim „Vendetta Privata”
(najlepszy wg mnie wałek na płycie) co prawda tu znajdziemy, ale zaraz po nim
następuje wyjątkowy gniot, czyli „Ballad od the Free Spirits”, przy którym z
żalu o mało nie puściły mi zwieracze. Tak więc myślę ja sobie, że pojedyncze, wyrwane
z kontekstu utwory potrafią przyjebać nawet dosyć konkretnie, ale gdy pod uwagę
weźmiemy całokształt piątej płytki Violentor, to czegoś tu brakuje, choć tak do
końca nie potrafię powiedzieć czego? Nie wiem, może oczekiwałem po nich, mimo
wszystko, ciut lepszego materiału? Wygląda na to, że chyba tak. Nie znaczy to
wcale, że ten jest zły. Jest fajny, ale brakuje mu jednak tego, że się tak wyrażę, Diabelskiego
dotyku, który sprawiłby, że ugięłyby się pode mną kolana. No nic, trudno się mówi
i słucha się dalej.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz