czwartek, 29 grudnia 2022

Recenzja Vermisst / Condescendance Split

 

Vermisst / Condescendance

Split

Morbid Chapel Records 2022

Co prawda split Vermisst z Condescendance wydano już w czerwcu, ale jak dotąd dostępny był tylko na kasecie, którą wypuściło Asylum Tenebris. Teraz jest on osiągalny na płycie kompaktowej więc miłośnicy tegoż nośnika będą mogli się raczyć tym materiałem, a wszystko to dzięki Morbid Chapel Records. Pierwsze trzy kawałki na tej składance należą do wielkopolskiego Vermisst. Fanom surowych i zarazem diabolicznych dźwięków nie trzeba ich przedstawiać, gdyż ci trzej Poznaniacy od 2018 roku zdążyli nagrać sporo materiału, którego istnienie w świadomości odbiorców black metalu jest chyba pewne. Te piętnaście minut muzyki wypełnione jest skrajną mizantropią i mrokiem. Motywem przewodnim każdego z numerów jest jednostajne tremolo, które skutecznie hipnotyzuje słuchacza, aby ten zmuszony był wysłuchać opowieści, którą cedzi za pomocą zmieniających się wokali Vorghast. Dwoi się on i troi modulując głos, a wydobywa ze swojego gardła przeróżne warkoty, przybierające niekiedy formę znaną z tej, jaką prezentuje Mark of the Devil. Co tu dużo mówić. W tej piwnicy jest strasznie zimno. Lodowate gitary wraz z nieludzko brzmiącymi talerzami całkowicie pokrywają wszystko szronem, a upiorne zakończenia utworów nadają całości iście przerażającego charakteru. Jak zwykle w przypadku Vermisst dostajemy od tego tercetu kawał satanistycznego grania, lecz tym razem jest jakby bardziej rytualnie. Gdy kończy się ta bluźniercza modlitwa, ołtarz przejmują dwaj szamani z Condescendance. To młody projekt powstały na francuskiej ziemi w zeszłym roku. Na koncie mają dopiero demo oraz pięć kawałków na tym splicie. Ich zainteresowania oscylują głównie wokół wampiryzmu, który w połączeniu z raw black metalem często ociera się o śmieszność. Miło się rozczarowałem, bo Francuzi raczej nie bawią. Pomijając intro i outro, ci panowie zapodają w podobnym tonie co poprzednicy. Gitary generują tutaj powtarzalne riffy. Płyną one w średnim tempie, niosąc ze sobą posępnie melancholijne melodie, które jak niegdyś Burzum, wyzwalają w nas poczucie rozkosznego katharsis. Co prawda brzmienie jest trochę cieplejsze, ale za to atmosfera podnioślejsza. Dzieje się tak za sprawą odpowiednio wykrzykiwanych przez Tksräa M. tekstów jak również przez dodanie całości specyficznego pogłosu. Płynąca muzyka, jak gdyby odbija się o ściany tutejszej kazamaty i więzi nas, wprowadzając w dziwny trans. Cóż, udany to split, ponieważ obydwie kapele zacne. Surowość, czerń, sataniczność i nienawiść sączą się z tych kompozycji, zatruwając nasze dusze, a odtrutki nie ma. No i chuj z tym! Na należycie zagrany raw black metal antidotum nie uświadczysz i niech tak zostanie. Amen.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz