Vermisst / Condescendance
Split
Morbid Chapel Records 2022
Co
prawda split Vermisst z Condescendance wydano już w czerwcu, ale jak dotąd
dostępny był tylko na kasecie, którą wypuściło Asylum Tenebris. Teraz jest on
osiągalny na płycie kompaktowej więc miłośnicy tegoż nośnika będą mogli się
raczyć tym materiałem, a wszystko to dzięki Morbid Chapel Records. Pierwsze
trzy kawałki na tej składance należą do wielkopolskiego Vermisst. Fanom
surowych i zarazem diabolicznych dźwięków nie trzeba ich przedstawiać, gdyż ci
trzej Poznaniacy od 2018 roku zdążyli nagrać sporo materiału, którego istnienie
w świadomości odbiorców black metalu jest chyba pewne. Te piętnaście minut
muzyki wypełnione jest skrajną mizantropią i mrokiem. Motywem przewodnim
każdego z numerów jest jednostajne tremolo, które skutecznie hipnotyzuje
słuchacza, aby ten zmuszony był wysłuchać opowieści, którą cedzi za pomocą
zmieniających się wokali Vorghast. Dwoi się on i troi modulując głos, a
wydobywa ze swojego gardła przeróżne warkoty, przybierające niekiedy formę
znaną z tej, jaką prezentuje Mark of the Devil. Co tu dużo mówić. W tej piwnicy
jest strasznie zimno. Lodowate gitary wraz z nieludzko brzmiącymi talerzami całkowicie
pokrywają wszystko szronem, a upiorne zakończenia utworów nadają całości iście
przerażającego charakteru. Jak zwykle w przypadku Vermisst dostajemy od tego
tercetu kawał satanistycznego grania, lecz tym razem jest jakby bardziej
rytualnie. Gdy kończy się ta bluźniercza modlitwa, ołtarz przejmują dwaj
szamani z Condescendance. To młody projekt powstały na francuskiej ziemi w
zeszłym roku. Na koncie mają dopiero demo oraz pięć kawałków na tym splicie.
Ich zainteresowania oscylują głównie wokół wampiryzmu, który w połączeniu z raw
black metalem często ociera się o śmieszność. Miło się rozczarowałem, bo
Francuzi raczej nie bawią. Pomijając intro i outro, ci panowie zapodają w
podobnym tonie co poprzednicy. Gitary generują tutaj powtarzalne riffy. Płyną
one w średnim tempie, niosąc ze sobą posępnie melancholijne melodie, które jak
niegdyś Burzum, wyzwalają w nas poczucie rozkosznego katharsis. Co prawda
brzmienie jest trochę cieplejsze, ale za to atmosfera podnioślejsza. Dzieje się
tak za sprawą odpowiednio wykrzykiwanych przez Tksräa M. tekstów jak również
przez dodanie całości specyficznego pogłosu. Płynąca muzyka, jak gdyby odbija
się o ściany tutejszej kazamaty i więzi nas, wprowadzając w dziwny trans. Cóż,
udany to split, ponieważ obydwie kapele zacne. Surowość, czerń, sataniczność i
nienawiść sączą się z tych kompozycji, zatruwając nasze dusze, a odtrutki nie
ma. No i chuj z tym! Na należycie zagrany raw black metal antidotum nie uświadczysz
i niech tak zostanie. Amen.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz