wtorek, 6 grudnia 2022

Recenzja NOTHINGNESS „Supraliminal”

 

NOTHINGNESS

„Supraliminal”

Everlasting Spew Records (2023)

Minnesota na deathmetalowej mapie świata żadną potęgą nie jest, by nie powiedzieć, że praktycznie nie istnieje. Przynajmniej niżej tu podpisany nie kojarzy żadnej bardziej sensownej załogi (no, może poza chrześcijańskim Crimson Thorn) pochodzącej z tej części środkowego zachodu USA. Na szczęście, nieco ponad trzy lata temu deathmetalowy świat usłyszał o pochodzącym stamtąd Nothingness, który udanie zadebiutował materiałem „The Hollow Gaze Of Death”. Grupa dała się poznać tym, że nie wpisywała się we współczesny kanon oldschoolowego metalu śmierci opartego na bagiennym brzmieniu, jaskiniowym growlingu i niejednokrotnie doomujących motywach. Amerykanie postawili na zdecydowanie szersze spektrum inspiracji, czyniąc swoją muzykę bardziej urozmaiconą, momentami bardzo przystępną i bardziej przyjazną słuchaczowi jednocześnie wychodząc nieco poza sztywne ramy gatunku. Najnowsza propozycja grupy „Supraliminal” podąża ścieżką pierwszej płyty i jeszcze mocniej odchodzi o tego klasycznego rozumienia metalu śmierci. W muzyce ekipy z Minneapolis słyszę coraz więcej odniesień do hardcore’a i do wielkolabelowych, niekoniecznie deathmetalowych nazw w stylu późnego Nevermore. Zawartość „Supraliminal” moim zdaniem dobrze wpasowałaby się w obecny (lub niedawny) katalog Relapse Records, gdyż moje pierwsze skojarzenia po przesłuchaniu drugiego wypustu Amerykanów pobiegły w stronę Gatecreeper, przy czym bohaterowie niniejszej recenzji tworzą muzykę o wiele bardziej urozmaiconą, niejednowymiarową, sięgają po zdecydowanie więcej środków wyrazu. Niemniej wydźwięk i ogólny charakter całości przypomina mi trochę poczynania ekipy z Arizony. Dominują więc średnie i miarowe tempa, wokół których muzycy operują zwolnieniami i przyspieszeniami nie pozwalając popaść kompozycjom w monotonię. Na papierze zawartość „Supraliminal” wygląda naprawdę dobrze – urozmaicone wokalizy, plejada naprawdę dobrych, różnorodnych riffów, tworzących coraz to kolejne motywy i sekwencje, które skutecznie zapobiegają nudzie i trzymają uwagę słuchacza niemalże do samego końca. Selektywne i mięsiste brzmienie tylko podkreśla pewną dozę groovu, który z tej muzyki wybrzmiewa. Jedyny problem z tym wydawnictwem mam taki, że jest to strasznie intelektualny twór, w którym troch brakuje życia – po prostu nie porywa. Słucha się z tego z uznaniem, odkrywa się kolejne, fajne smaczki, zapominając, że niejednokrotnie dźwięki te oddalają się od metalu śmierci, ale czekając na jakiś brutalny zryw, zdarcie skalpu słuchaczowi, twist akcji, nie dane jest nam tego uświadczyć. „Supraliminal” jest trochę jak sprawny technicznie łyżwiarz, który nienagannie wykonuje swój program, zalicza wszystkie elementy, ale finalnie niczym nie czaruje. Drugi album „Nothingness” to fajny materiał, który powinien spodobać się przede wszystkim tym, którzy stawiając trochę bardziej na kompozycje niż na żywioł. I tymi słowy zakończę tę recenzję.

 

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz