Arouse The Darkness
“Cemetery of Buried Hopes”
Mara Prod. 2022
Trochę się przestraszyłem kiedy debiutancki krążek
Arouse the Darkness wylądował w moim odtwarzaczu. Przywitały mnie bowiem
łagodne, akustyczne, melancholijne dźwięki a po chwili w tle wybrzmiał śpiewny
głos niewiasty. Oj, będzie ciężko – pomyślałem… I tak jakoś podświadomie, przez
niemal godzinę, bowiem tyle trwa rzeczony album, szukałem pretekstu by go rzucić
w kąt. Ale wiecie co? Ten moment nigdy nie nadszedł. Muzyka z jaką mamy
możliwość spotkać się na tym wydawnictwie to death / gothic / doom, a zespoły
takie jak October Tide, wczesne Crematory (ten niemiecki) czy nawet My Dying
Bride będą tu doskonałym odnośnikiem. Kompozycje bazują na masywnych gitarowych
akordach, czasem kolorowanych klawiszowym tłem, lecz wybrzmiewające melodie,
mimo iż pełne smutku i rozpaczy, wcale nie są zbytnio przesłodzone. Jest w nich
odpowiedni ciężar, uwypuklany przez ciekawą współpracę obu wioślarzy, z których
jeden nadaje muzyce ciężki, pogrzebowy rytm a drugi wybija się na pierwszy plan
ze swoimi płaczliwymi partiami. Dominują średnie i wolne tempa, z nielicznymi
tylko przyspieszeniami, rozsądnie dekorowane wstawkami akustycznymi,
potęgującymi wypełniającą „Cemetery of Buried Hopes” beznadzieję. O dziwo, mimo
iż wszystko to już było, Arouse the Darkness poskładali tego trupa w dość
ciekawy sposób, bynajmniej nie monotonny czy nużący. Sporo tu swobodnie
płynących, wiążących się ze sobą pasaży i słychać, że zespół doskonale czuje
ducha muzyki przez siebie tworzonej. Na szczęście ich kompozycje nie są też
ułożone pod szablon ani nie zawierają refreników do pośpiewania podczas spaceru
z dziewczyną (czy tam chłopakiem , co kto woli) za rękę w parku. Jest za to
pochmurny klimat z łzami deszczu spływającymi po szybie, ale i piorunem
uderzającym gdzieś w oddali. Do klimatu odpowiednio dopasowano także wokale,
najczęściej w postaci głębokiego growla, choć nie stroniące od łagodniejszych
zabiegów, szeptów… W temacie brzmienia nie ma się czego czepiać, jak na
standardy gatunku jest bardziej niż przyzwoicie. „Cemetery of Buried Hopes” to
nie jest jakieś mistrzostwo świata, ale sam byłem zaskoczony, jak dobrze mi się
tych nagrań słuchało i jak chętnie do nich wracałem przez kolejne trzy
wieczory. Jeśli czujecie się w nastroju na lekkie skutkowanie, albo chcecie
sentymentalnie przenieść się do czasów, gdy gothic / doom jeszcze nie zatonął w
lukrowej polewie, to ten krążek jest ku temu idealną okazją. Sięgnijcie po
niego, tym bardziej, że takie granie na krajowym podwórku należy obecnie do
rzadkości.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz