sobota, 24 grudnia 2022

Recenzja Obsidian Hooves „Illuminating Void”

 

Obsidian Hooves

„Illuminating Void”

Morbid Chapel 2022

Obsidian Hooves w rok po wydaniu debiutanckiego „Morbidity” powraca z kolejnym długograjem, ponownie pod banderą Morbid Chapel. Tym razem materiał ten jest ciutkę krótszy, bowiem zawiera nieco ponad trzy kwadranse muzyki, podzielonej na siedem rozdziałów. Mam jednak wrażenie, że ten niewielki zabieg kosmetyczny, polegający na zagęszczeniu pomysłów, oraz podwójne ich przemyślenie, wyszedł Amerykanom zdecydowanie na dobre. Dla przypomnienia… Obsidian Hooves znaczy death metal. Panowie, zachowując bezwzględną niemal czystość gatunkową, serwują nam śmiertelne granie w niemal wszystkich jego odcieniach. Kompozycje na „Illuminating Void” są zdrowo pokombinowane (nie mylić z przekombinowane), i naprawdę sporo się w nich dzieje. Nie mam na myśli jedynie płynnego przechodzenia z riffu w riff, ale i nierzadko rotacji tempa, sięgającego od blastów po niemal doomowe wyhamowania. Co istotne, mimo iż panowie czerpią pełnymi garściami z klasyki gatunku, zaglądając zarówno do ogródka Gorguts, Immolation (często!), Broken Hope, jak i Titanblood albo nawet momentami Portal, ich mozaika stanowi wyrazisty i na pewno absorbujący obraz. Niezwykle masywne walce rozgniatają na bezkształtną masę a następujące po nich gradobicia zmywa nasze ścierwo z chodnika wprost do kanału. Zdecydowanie więcej na tym albumie momentów chwytliwych, z kolei mniej obecnej na debiucie prostoty. Słychać dobitnie, iż panowie nie marnowali czasu i solidnie przyłożyli się do swoich kompozycji, bowiem ich nowy krążek to wejście przynajmniej o jeden poziom w górę. Wszechobecny na tych nagraniach ciężar potęguje dodatkowo zdecydowanie bardziej niż wcześniej masywne brzmienie, spełniające w tym przypadku wszelkie podstawowe standardy starej szkoły. No i ten potężny wokal, tym razem nie urozmaicany pierdołami, tylko głęboko rzygający…. To i tak nie wszystko. Obsidian Hooves umiejętnie potrafią wprowadzić nas ścieżki bardziej klimatyczne, czego dowód otrzymujemy już na początku otwierającego płytę „Chaos Terros”. Zatem sporo w tych utworach różnorodności, ale jak już zdążyłem wspomnieć, wszystko jest tu splecione idealnie klamrą śmierć metalu. Co więcej, ten album jest niczym domowej roboty wino. Daj mu trochę czasu a zacznie pracować i po jakimś czasie wyzwoli w pełni swój smak i moc. Trochę mnie ten zamorski duet mimo wszystko zaskoczył, bo aż tak dobrego materiału się po nich nie spodziewałem. Pisząc recenzję „jedynki” mówiłem, że do ekstraklasy gatunku jeszcze im co nieco brakuje. Z „Illuminating Void” chłopaki głośno pukają do jej bram, i według mnie maja spore do niej aspiracje. Bardzo dobry  album, bez dwóch zdań.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz