SURVIVAL INSTINCT
„Fatal Venin” (Ep)
Personal
Records 2022
No
proszę, jaki szczery, dziki, korzenny napierdol serwuje nam na swym najnowszym
materiale ten kanadyjski kwartet. Jak to się stało, że wcześniej o nich nie
słyszałem, a może słyszałem, tylko szwankuje mi już nadwyrężona używkami
pamięć? Kurwa, starzeje się, bez dwóch zdań. Całe szczęście, że Wy razem ze
mną. Przynajmniej to jest na tym zjebanym świecie sprawiedliwe. Ja jednak nie o
starzeniu się ani o sprawiedliwości chciałem tu rzec słów parę, tylko o
tegorocznym materiale Survival Instinct, więc żarty na bok i do roboty! Jak już
przebąkiwałem na samym początku, „Fatal Vemin” to odegrany z sercem i jajami,
mocno zatopiony w czerni z I fali, jadowity Speed/Thrash Metal, który
poniewiera niczym Mike Tyson w swej najlepszej formie. Zaprawdę powiadam Wam,
wykurw ma ten materiał konkretny. Nikt tu bowiem nie liże się po Wacku. Każdy z
nomen omen członków zespołu stara się jak może bluźnierczo napierdalać dla
Szatana, a że w swej muzie, co słychać, zostawiają serce i duszę, toteż efekty
są nadzwyczaj zadowalające, a Diabeł z pewnością ochoczo tupie w Piekle
kopytami i z radości macha ogonem słysząc muzę zespołu z kraju klonowego
liścia. Darujcie, ale nie będę specjalnie rozpisywał się nad niszczącymi bębnami, siejącymi klasycznie siarczysty rozpierdol,
sękatym, drapieżnym basie, który wywleka wnętrzności przez odbyt, barbarzyńskimi,
ziarnistymi riffami przypominającymi pracę piły łańcuchowej, wyśmienitymi, piłującymi
solówkami odgrywanymi przeważnie z prędkością zbliżoną do prędkości światła,
czy plującymi jadem wokalami w tradycyjnym stylu. Myślę, że wszystko będzie
jasne (przynajmniej dla większości), jeżeli powiem, że niezaprzeczalnym i
silnym źródłem inspiracji są tu dźwięki tworzone przez ich rodaków z Razor i
Sacrifice. Swoje piętno na twórczości Survival Instinct odcisnęły także bez
dwóch zdań Exciter, Dark Angel, Exumer, Whiplash, czy też wczesne produkcje Slayer,
Bulldozer, Sodom i Kreator. Kurwa, no i jak tu czegoś takiego nie lubić? Się w
mordę nie da i chuj. Dobra, w pizdu, nie pierdolmy, pijmy wódkę. Mam więc nadzieję,
że moje językowe rzygowiny przybliżyły Wam choć trochę muzykę tych popaprańców
z Kanady, a uwierzcie mi, muza to na tyle zajebiaszcza, że warto się nią
zainteresować. Ja, po kontakcie z „Fatal Venin” mam w każdym razie zamiar jak
najszybciej nadrobić zaległości, sprawdzić wcześniejsze produkcje zespołu i
najprawdopodobniej je nabyć, co i Wam zalecam (o ile oczywiście już ich nie
znacie i nie posiadacie). Po tym, co tu usłyszałem mogę śmiało powiedzieć tym
panom– Hellawaits.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz