ABRAMELIN
„Never Enough Snuff”
(Re-Issue)
Petrichor
2021
Australijski
Abramelin, to zespół, którego przedstawiać nie trzeba, zwłaszcza maniakom
Metalu Śmierci, wszak to prawdziwi weterani tego stylu i zarazem kawał jego
historii. Po dwóch miażdżących albumach („Abramelin” i „Deadspeak”) muzycy
zespołu rozpełzli się po scenie, grając m.in. w The Berzerker, Akercocke, Hobs
Angel of Death, czy też The Amenta. Jakiś czas temu, ku mej uciesze, zespół
odrodził się ponownie w niemal oryginalnym składzie i po 20 długich latach od
wydania wspominanego już tu „Deadspeak” nagrał kolejną płytkę długogrającą
zatytułowaną „Never Enough Snuff”, która to rok później doczekała się wydania
na srebrnym dysku dzięki załodze Petrichor. Po tym, krótkim, historycznym
zarysowaniu sytuacji przejdźmy więc do konkretów, czyli trzeciego, dużego
krążka Abramelin. „Never…”, to konsekwentna kontynuacja stylu, znanego z
poprzednich płyt zespołu. Jest potężny, tradycyjnie brutalny, przytłaczający i
niszczy obiekty w sposób zdefiniowany i zrozumiały dla wszystkich fanów
klasycznego w swej formie Death Metalu. Praktycznie od samego początku czujemy
intensywność tej bestii, dzięki siejącym mięsisty rozpierdol, precyzyjnym, miażdżącym
beczkom, które nie stronią też od bardziej technicznej gry, tłustym, rysowanym
grubą krechą, wywracającym żołądek na drugą stronę liniom basu, które podobnie
jak beczki także bywają nielicho pokręcone, soczystym, rozrywającym w pizdu,
wywlekającym na wierzch wnętrzności, brutalnym, ale zarazem chwytliwym riffom, bardzo
dobrym, zadającym głębokie, krwawiące
obficie rany solówkom o klasycznych wykończeniach, potężnym, umiejętnie użytym,
atonalnym akordomi niskim, złowrogim, morderczym, nienawistnym growlom, które
plują ropą, żółcią i żrącym kwasem. Kurwa, przecudnie poniewiera ta płytka i
sieje rozpierdol, aż miło, a do tego idealnie wręcz wpisuje się w dotychczasową
dyskografię zespołu, więc słuchając jej odnosi się wrażenie, jakby Abramelin
nigdy nie zawiesił działalności. Krążek trwa 50 minut, wiec do najkrótszych nie
należy, ale dzięki znakomitej interakcji pomiędzy poszczególnymi instrumentami
słucha się go wyśmienicie, ani przez chwilę nie czujemy się znudzeni, czy
zmęczeni, a całość jest niesamowicie spójna, zwarta i żre totalnie. Dan Swanӧ w
swym Unisound wykonał także kawał zajebistej roboty, dzięki czemu najnowszy
materiał kwintetu z Melbourne brzmi brutalnie, soczyście, krwawo, ma konkretny
ciężar, gęstość i niesamowite pierdolnięcie, a zarazem jest organiczny
i przestrzenny. Niech będzie zatem wiadomym wszem i wobec, że Abramelin
powrócił w znakomitej formie! Powrócił i w chuj pozamiatał! Nie mam kurwa
pytań. Znakomita płytka!
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz