Fingernails
„Fingernails” (Re-issue)
Blasphemous Art 2022
Jak ogromny wpływ na scenę, ogólnie pojmowaną za
metalową, miał Lemmy i jego Motorhead nikomu tłumaczyć chyba raczej nie trzeba.
Nie jestem w stanie zliczyć ileż to razy odwoływałem się do inspiracji tą
kapelą w pojawiających się współcześnie na rynku wydawnictwach. Dziś mam
niewątpliwą przyjemność poznać, kultowy zapewne w pewnych kręgach, debiut
włoskiego Fingernails, zespołu ewidentnie powołanego do życia na wezwanie
Kilmistera. Zatytułowany po prostu „Fingernails” to krążek nagrany w drugiej połowie
lat osiemdziesiątych. Nieczęsto już sięgam aż tak daleko w przeszłość w
poszukiwaniu rzeczy które mnie gdzieś tam po drodze ominęły, ale tym razem się opłaciło.
Nie wiem po raz który mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że w zdecydowanej
większości najwcześniejsze nagrania zespołów są ich najlepszymi. Ostatni w
dyskografii Fingernails „Motel 666” sprzed trzech lat, który to odsłuchałem
jakiś czas temu, jakoś mnie nie
podniecił, bo dość mocno trącił starymi ludźmi, jeśli wiecie co mam na myśli. Natomiast
ich debiut to czysty rock’n’roll przemieszany solidnie z heavy metalem w
najlepszym wydaniu. Idealna muza do mocnego alkoholu w doborowym towarzystwie.
Kompozycje Włochów to klasyczny, śmierdzący wręcz onucą metal, taki który był podwaliną
pod późniejsze gatunki. Sporo na tym wydawnictwie porywających, rytmicznych gitar,
śpiewnych refrenów i na wskroś staroszkolnych solówek. Że brzmi to dziś
archaicznie? Może i tak, co nie zmienia faktu, iż gdyby tego typu kompozycje
nie powstały, nie usłyszelibyście dziś większości uwielbianych przez was kapel.
Poza tym jeśli przy takim „Heavy Metal Forces” albo „Total Destruction” nie najdzie
was ochota na dziki mosh albo wymachiwanie pięścią, to jesteście mjentkie pizdy
i nic ponadto. Może się niektórym fanatykom narażę, ale tych ośmiu kompozycji
słucha się tak samo świetnie jak utworów Motorhead i tak samo przyjemnie się do
nich pije. Zatem wznoszę kolejny toast. Za świetne riffy, klasyczne solówki,
ten staroświecki wokal z lekką manierą pod Lemmy’ego i niesamowity groove. Dodam
jeszcze, że pomarańczowa kasetka wydana przez Blasphemous Art Productions
prezentuje się wybornie i wywołuje
dodatkowe sentymentalne wspomnienia. Jutro wpada do mnie ziomek na wódeczkę.
Już wiem czego będziemy słuchać. Wielokrotnie. Fantastyczna rzecz.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz