niedziela, 13 marca 2022

Recenzja Fingernails „Fingernails”

 

Fingernails

„Fingernails” (Re-issue)

Blasphemous Art 2022

Jak ogromny wpływ na scenę, ogólnie pojmowaną za metalową, miał Lemmy i jego Motorhead nikomu tłumaczyć chyba raczej nie trzeba. Nie jestem w stanie zliczyć ileż to razy odwoływałem się do inspiracji tą kapelą w pojawiających się współcześnie na rynku wydawnictwach. Dziś mam niewątpliwą przyjemność poznać, kultowy zapewne w pewnych kręgach, debiut włoskiego Fingernails, zespołu ewidentnie powołanego do życia na wezwanie Kilmistera. Zatytułowany po prostu „Fingernails” to krążek nagrany w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Nieczęsto już sięgam aż tak daleko w przeszłość w poszukiwaniu rzeczy które mnie gdzieś tam po drodze ominęły, ale tym razem się opłaciło. Nie wiem po raz który mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że w zdecydowanej większości najwcześniejsze nagrania zespołów są ich najlepszymi. Ostatni w dyskografii Fingernails „Motel 666” sprzed trzech lat, który to odsłuchałem jakiś czas temu,  jakoś mnie nie podniecił, bo dość mocno trącił starymi ludźmi, jeśli wiecie co mam na myśli. Natomiast ich debiut to czysty rock’n’roll przemieszany solidnie z heavy metalem w najlepszym wydaniu. Idealna muza do mocnego alkoholu w doborowym towarzystwie. Kompozycje Włochów to klasyczny, śmierdzący wręcz onucą metal, taki który był podwaliną pod późniejsze gatunki. Sporo na tym wydawnictwie porywających, rytmicznych gitar, śpiewnych refrenów i na wskroś staroszkolnych solówek. Że brzmi to dziś archaicznie? Może i tak, co nie zmienia faktu, iż gdyby tego typu kompozycje nie powstały, nie usłyszelibyście dziś większości uwielbianych przez was kapel. Poza tym jeśli przy takim „Heavy Metal Forces” albo „Total Destruction” nie najdzie was ochota na dziki mosh albo wymachiwanie pięścią, to jesteście mjentkie pizdy i nic ponadto. Może się niektórym fanatykom narażę, ale tych ośmiu kompozycji słucha się tak samo świetnie jak utworów Motorhead i tak samo przyjemnie się do nich pije. Zatem wznoszę kolejny toast. Za świetne riffy, klasyczne solówki, ten staroświecki wokal z lekką manierą pod Lemmy’ego i niesamowity groove. Dodam jeszcze, że pomarańczowa kasetka wydana przez Blasphemous Art Productions prezentuje się  wybornie i wywołuje dodatkowe sentymentalne wspomnienia. Jutro wpada do mnie ziomek na wódeczkę. Już wiem czego będziemy słuchać. Wielokrotnie. Fantastyczna rzecz.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz