XALPEN
„Sawken Xo’on” (Re-Issue)
Black Lodge Records 2021
A
teraz moi drodzy parafianie bierzemy na warsztat pierwszy, pełny album
długogrający Chilijskiej hordy Xalpen. Ta bluźniercza grupa istnieje już jakiś
czas, gdyż powstała w 2014 roku, ale dopiero sześć lat później powstał ich
debiutancki długograj, którego pierwsze wydanie ukazało się we wrześniu 2020
roku w barwach Morbid Skull Records w limitowanej ilości 500 kopii. Dziesięć
miechów później ten sam materiał został zremasterowany i wydany ponownie, a
zajęła się tym Black Lodge Records… i bardzo kurwa dobrze, gdyż „Sawken Xo’on”
zawiera wyśmienity, siarczysty, jadowity, sataniczny Black Metal, który sieje
totalny, wysoce niszczycielski rozpierdol. Jeżeli chodzi o muzykę, jaką
wykonuje Xalpen, to nie ma tu żadnej, zbędnej filozofii. Chłopaki na pełnej
piździe jadąku chwale Rogatego, jak mama przykazała i nie pierdolą się w tańcu.
Używają w tym celu bestialskich, okrutnych beczek, barbarzyńskiego,
rozrywającego, grubo szyjącego basu, zimnych, chropowatych, zagęszczonych,
intensywnych riffów i naznaczonych szaleństwem, nienawistnych wokali. Sporo tu
nawiązań do klasycznej, skandynawskiej szkoły gatunku spod znaku Dark Funeral,
Setherial, czy wczesnych płyt Watain, ale zarazem słychać na tym albumie
charakterystyczną, południowoamerykańską dzikość, która przywodzi na myśl choćby
produkcje Slaughtbbath, Goat Semen, Anal Vomit, czy Kratherion. Jest tu również
miejsce na nieco bardziej melancholijne faktury wioseł i odrobinę podniosłego, majestatycznego,
dostojnego, rytualnego niekiedy klimatu, jednak przez większą część trwania tej
płyty zespół korzysta z tych najagresywniejszych, najbardziej
bezkompromisowych, diabolicznych form muzycznego wyrazu, więc Xalpen pozostawia
po sobie tylko trupy, zgliszcza i wypaloną ziemię. Intensywność tego materiału
wręcz poraża, co w połączeniu z jego siarczystym, bestialskim, niezgorzej
zagęszczonym, brutalnym, ale zarazem dosyć selektywnym brzmieniem daje nam
iście bluźnierczy wyziew z Diabelskiej odbytnicy. Taki Black Metal, to ja,
Hatzamoth zawsze i wszędzie. Dla wszystkich maniakalnych
wyznawców bestialskiego, satanicznego, Czarciego Metalu „Sawken…” to płytka do
obowiązkowego zakupu. Tylko bez wykrętów, a jak ktoś ją przegapił, to niech
czym prędzej sprzeda nerkę, spermę, czy gałkę oczną, aby tylko ją zdobyć, a na
razie niech lepiej nie przyznaje się, że jej nie ma, bo wyjdzie na pozera.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz