wtorek, 1 marca 2022

Recenzja XALPEN „SawkenXo’on”

 

XALPEN

„Sawken Xo’on” (Re-Issue)

Black Lodge Records 2021

A teraz moi drodzy parafianie bierzemy na warsztat pierwszy, pełny album długogrający Chilijskiej hordy Xalpen. Ta bluźniercza grupa istnieje już jakiś czas, gdyż powstała w 2014 roku, ale dopiero sześć lat później powstał ich debiutancki długograj, którego pierwsze wydanie ukazało się we wrześniu 2020 roku w barwach Morbid Skull Records w limitowanej ilości 500 kopii. Dziesięć miechów później ten sam materiał został zremasterowany i wydany ponownie, a zajęła się tym Black Lodge Records… i bardzo kurwa dobrze, gdyż „Sawken Xo’on” zawiera wyśmienity, siarczysty, jadowity, sataniczny Black Metal, który sieje totalny, wysoce niszczycielski rozpierdol. Jeżeli chodzi o muzykę, jaką wykonuje Xalpen, to nie ma tu żadnej, zbędnej filozofii. Chłopaki na pełnej piździe jadąku chwale Rogatego, jak mama przykazała i nie pierdolą się w tańcu. Używają w tym celu bestialskich, okrutnych beczek, barbarzyńskiego, rozrywającego, grubo szyjącego basu, zimnych, chropowatych, zagęszczonych, intensywnych riffów i naznaczonych szaleństwem, nienawistnych wokali. Sporo tu nawiązań do klasycznej, skandynawskiej szkoły gatunku spod znaku Dark Funeral, Setherial, czy wczesnych płyt Watain, ale zarazem słychać na tym albumie charakterystyczną, południowoamerykańską dzikość, która przywodzi na myśl choćby produkcje Slaughtbbath, Goat Semen, Anal Vomit, czy Kratherion. Jest tu również miejsce na nieco bardziej melancholijne faktury wioseł i  odrobinę podniosłego, majestatycznego, dostojnego, rytualnego niekiedy klimatu, jednak przez większą część trwania tej płyty zespół korzysta z tych najagresywniejszych, najbardziej bezkompromisowych, diabolicznych form muzycznego wyrazu, więc Xalpen pozostawia po sobie tylko trupy, zgliszcza i wypaloną ziemię. Intensywność tego materiału wręcz poraża, co w połączeniu z jego siarczystym, bestialskim, niezgorzej zagęszczonym, brutalnym, ale zarazem dosyć selektywnym brzmieniem daje nam iście bluźnierczy wyziew z Diabelskiej odbytnicy. Taki Black Metal, to ja, Hatzamoth zawsze i wszędzie. Dla wszystkich maniakalnych wyznawców bestialskiego, satanicznego, Czarciego Metalu „Sawken…” to płytka do obowiązkowego zakupu. Tylko bez wykrętów, a jak ktoś ją przegapił, to niech czym prędzej sprzeda nerkę, spermę, czy gałkę oczną, aby tylko ją zdobyć, a na razie niech lepiej nie przyznaje się, że jej nie ma, bo wyjdzie na pozera.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz