Yfel
1710 / Martwa Aura
„Kali
Yuga Boys”
Under the Sign of Garazel 2022
Od chwili wydania debiutanckiej płyty Yfel 1710
minęły już dwa lata. Martwa wypuściła „Morbus Animus” ciut później. Sami zatem
przyznacie, iż już najwyższy był czas, by oba te zespoły dały jakiś znak życia.
No to proszę bardzo. Oto nakładem Garazela ukazał się właśnie krążek dzielony
przez obie wspomniane brygady. Jak zatem u chłopaków z formą? Myślę, że lepiej
być nie może. Jako pierwsi, w czterech odsłonach, prezentują się olsztynianie.
Muszę bez zbędnego owijania w bawełnę przyznać, że ich połowa splitu dosłownie
wyrwała mnie z kapci. Zresztą ciężko ustać w miejscu gdy „Kali Yuga Boys”
otwiera taki rytmiczny kawałek jak „Zbieracz Ciał”. Przecież łeb sam się przy
tym kręci dookoła szyi. Jeśli w tą chwytliwość wrzucimy nieco Morowych
dysonansów i niebanalny tekst to otrzymujemy numer niemal idealny. Dalej
zresztą wcale nie jest gorzej. „Przybądź, Diable!” to chyba najbrutalniejsza
kompozycja od Yfel 1710, oparta na szybkim tremolo z wyraźnie pulsującym w tle
basem. „Wzgórze Śmierci”, nieco bardziej stonowany, powala za to z dzikimi,
wręcz maniakalnymi wokalami. Choć przyznać trzeba obiektywnie, że te
rozpatrywać należy w kategorii ekstraligi gatunku a dodatkowym ich atutem jest
fakt, iż śpiewane po naszemu nie budzą uczucia zażenowania, a wręcz przeciwnie,
dodatkowo zyskują na sile i dosłowniej przekazują emocje. Ostatni, „Poślubiona
Zarazie”, to kawałek z bardzo norweskim riffem, mocno klasycznym, mogącym
kojarzyć się z Carpathian Forest. Słychać, że panowie rozwijają się w dobrym
kierunku, bo ich pomysły stają się coraz ciekawsze. Po tym co tu usłyszałem nie
mogę już doczekać się nowej płyty. Martwa Aura, do której należy strona B
prezentuje nam zupełnie inne oblicze czarnego metalu, choć nie mniej
interesujące. Zresztą kto zespół zna, wie, iż ogromnym ich atutem jest
ponadprzeciętna umiejętność budowania niesamowitego nastroju. W ich dwóch
dłuższych kompozycjach mniej jest bezpośredniego, frontalnego ataku a więcej
nastrojowych i spokojnych, wciągających niczym czysta czerń elementów. Tak
właśnie rozpoczyna się „Korona”, trującymi dysonansami z czarującą deklamacją,
z czasem przeradzająca się w burzę śnieżną ze świetnymi, bardzo
klasycznymi partiami gitar w połowie
utworu. Zamykający wydawnictwo
„Możliwość Wyspy” również nie jest utworem monotematycznym a pojawiająca się
zaraz na początku solówka to… palce lizać! Agresywne partie równoważone są
bardzo umiejętnie, niczym w reaktorze jądrowym, wolniejszymi fragmentami, w
których mówione wokale potrafią naprawdę oczarować a płynące delikatnie w tle
harmonie pogłębiają odczucie odurzenia. Podobnie jak w przypadku Yfel 1710,
robota jaką odwalił tu Gregor jest nie do przecenienia. No i te melodie… Moim
zdaniem Martwa Aura jest obecnie jednym z zespołów stanowiących o sile
polskiego black metalu i ich część „Kali Yuga Boys” jedynie mnie w tym
przekonaniu utwierdza. Podsumowując zatem – Garazel dał nam kurewsko silne
wydawnictwo, ponad pół godziny black metalu o dwóch obliczach, doskonale się
uzupełniających. Lepiej się chyba nie da.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz