IN
THE COMPANY OF SERPENTS
„Lux”
Petrichor
2021
Raz na jakiś czas trafiają się
produkcje, które, mimo że prezentują style zdecydowanie dalekie od naszych
preferencji, czy upodobań, to jednak potrafią zainteresować dźwiękami, które
się na nich znajdują. Jednym z takich albumów w moim przypadku jest wydana w
ostatnim kwartale zeszłego roku, czwarta płyta długogrająca amerykańskiego In
the Company of Serpents. Panowie eksplorują dosyć odległe od moich gustów
muzyczne rejony, bowiem ich twórczość, to hybryda Sludge, Doom i Stoner Metalu,
a jednak „Lux” coś w sobie ma, a „to potem na mnie przełazi” (jak to mawiała
ikona polskiego kabaretu B. Smoleń). Wracając jednak to głównego tematu, to
coś, to m.in. spójność i zwarty charakter tej produkcji, oraz idealnie wręcz
zachowany na tej płytce balans pomiędzy wymienionymi powyżej stylami. Napotkamy
tu zatem ciężkie faktury dźwięków charakterystyczne dla tradycyjnego,
przygniatającego Doom Metalu, muliste, tłuste, zalatujące organicznym rozkładem
tonacje znane ze stylistyki Sludge, jak i pewną ilość drażniącego,
zgrzytającego między zębami, drobnego pyłu, jaki często trafia się na krążkach
z rasowym Stoner’em. Beczki mają zatem na tym wydawnictwie sporą dynamikę i
nieliche doły, biją mocno i soczyście, masywny bas gniecie niezgorzej,
zagęszczone, muskularne, dryfujące pomiędzy stylami gdzieś w okolicach
Neurosis, Mastodon, czy Yobriffy potrafią wgniatać w podłoże z siłą upierdolonego
błotną mazią buldożera, a także czarować ulotną, mglistą, narkotyczną z lekka
atmosferą, a wokale płynie poruszają się pomiędzy ekspansywnymi, agresywnymi,
szorstkimi frazami, a czystym hipnotyzującym śpiewem uciekającym momentami
delikatnie w tonacje zbliżone do Nicka Cave’a. Choć początkowo ten amalgamat
gatunków może wydawać się nieco dziwny, to jednak materiał ten jako jedna całość
jest bardzo spójny, chwilami posiada wręcz monolityczny charakter, a do tego
mozaika ta poprzeplatana jest instrumentalnymi, akustycznymi często pasażami i
nawiązującymi do transowego Post-Metalu o progresywnym wydźwięku elementami,
które sprawiają, że „Światło” posiada halucynogenny, chwilami
chorobliwie psychodeliczny klimat. Trudno nie zauważyć, że ciekawa to muza,
która potrafi całkiem solidnie przejechać się po zwojach mózgowych, choć wg
mnie niewątpliwie trzeba mieć do niej odpowiedni nastrój. Nie da się bowiem
penetrować tych dźwięków i jednocześnie wpierdalać pomidorowej z makaronem.
Jeżeli zaś chodzi o brzmienie, to sound tej płytki jest mięsisty, intensywny,
przysadzisty, ma konkretny groove i nieźle gniecie, a zarazem posiada
przestrzenny, organiczny szlif, więc bez większego problemu usłyszymy wszelakie
niuanse tego albumu, a wierzcie mi, jest ich tam niemało. Czas by to wszystko
podsumować. Czwarty album In the Company of Serpents to krążek, który przypadł
mi do gustu, choć na co dzień pławię się w zdecydowanie brutalniejszej
estetyce. Dlatego też uważam, że warto się z nim zapoznać, choćby po to, aby
wyrobić sobie na jego temat własne zdanie, a poza tym, to kawał naprawdę
dobrej, ciężkiej muzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz