środa, 9 marca 2022

Recenzja IN THE COMPANY OF SERPENTS „Lux”

 

IN THE COMPANY OF SERPENTS

„Lux”

Petrichor 2021

Raz na jakiś czas trafiają się produkcje, które, mimo że prezentują style zdecydowanie dalekie od naszych preferencji, czy upodobań, to jednak potrafią zainteresować dźwiękami, które się na nich znajdują. Jednym z takich albumów w moim przypadku jest wydana w ostatnim kwartale zeszłego roku, czwarta płyta długogrająca amerykańskiego In the Company of Serpents. Panowie eksplorują dosyć odległe od moich gustów muzyczne rejony, bowiem ich twórczość, to hybryda Sludge, Doom i Stoner Metalu, a jednak „Lux” coś w sobie ma, a „to potem na mnie przełazi” (jak to mawiała ikona polskiego kabaretu B. Smoleń). Wracając jednak to głównego tematu, to coś, to m.in. spójność i zwarty charakter tej produkcji, oraz idealnie wręcz zachowany na tej płytce balans pomiędzy wymienionymi powyżej stylami. Napotkamy tu zatem ciężkie faktury dźwięków charakterystyczne dla tradycyjnego, przygniatającego Doom Metalu, muliste, tłuste, zalatujące organicznym rozkładem tonacje znane ze stylistyki Sludge, jak i pewną ilość drażniącego, zgrzytającego między zębami, drobnego pyłu, jaki często trafia się na krążkach z rasowym Stoner’em. Beczki mają zatem na tym wydawnictwie sporą dynamikę i nieliche doły, biją mocno i soczyście, masywny bas gniecie niezgorzej, zagęszczone, muskularne, dryfujące pomiędzy stylami gdzieś w okolicach Neurosis, Mastodon, czy Yobriffy potrafią wgniatać w podłoże z siłą upierdolonego błotną mazią buldożera, a także czarować ulotną, mglistą, narkotyczną z lekka atmosferą, a wokale płynie poruszają się pomiędzy ekspansywnymi, agresywnymi, szorstkimi frazami, a czystym hipnotyzującym śpiewem uciekającym momentami delikatnie w tonacje zbliżone do Nicka Cave’a. Choć początkowo ten amalgamat gatunków może wydawać się nieco dziwny, to jednak materiał ten jako jedna całość jest bardzo spójny, chwilami posiada wręcz monolityczny charakter, a do tego mozaika ta poprzeplatana jest instrumentalnymi, akustycznymi często pasażami i nawiązującymi do transowego Post-Metalu o progresywnym wydźwięku elementami, które sprawiają, że „Światło” posiada halucynogenny, chwilami chorobliwie psychodeliczny klimat. Trudno nie zauważyć, że ciekawa to muza, która potrafi całkiem solidnie przejechać się po zwojach mózgowych, choć wg mnie niewątpliwie trzeba mieć do niej odpowiedni nastrój. Nie da się bowiem penetrować tych dźwięków i jednocześnie wpierdalać pomidorowej z makaronem. Jeżeli zaś chodzi o brzmienie, to sound tej płytki jest mięsisty, intensywny, przysadzisty, ma konkretny groove i nieźle gniecie, a zarazem posiada przestrzenny, organiczny szlif, więc bez większego problemu usłyszymy wszelakie niuanse tego albumu, a wierzcie mi, jest ich tam niemało. Czas by to wszystko podsumować. Czwarty album In the Company of Serpents to krążek, który przypadł mi do gustu, choć na co dzień pławię się w zdecydowanie brutalniejszej estetyce. Dlatego też uważam, że warto się z nim zapoznać, choćby po to, aby wyrobić sobie na jego temat własne zdanie, a poza tym, to kawał naprawdę dobrej, ciężkiej muzy.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz