Straight
Opposition
„Path of Separation”
Time To Kill Rec. 2022
Uwaga, dziś będę pisał o czymś, o czym nie mam zbyt
wielkiego pojęcia. Że co? Że to żadna nowość? No wiem, ale zazwyczaj udaję
Greka, dziś natomiast pozerzę otwarcie. A to dlatego, że po wyjebaniu do
śmietnika z kilkunastu chuja wartych materiałów promo spod znaku blek czy desss
w końcu trafiłem na coś, przy czym spędziłem milusio resztę wieczoru. Straight
Opposition to włoski hardcore band, który zapoczątkował działalność w
pierwszych latach bieżącego stulecia, nagrał coś tam coś tam, rozpadł się i
właśnie ponownie zjednoczył. „Path of
Separation” to najnowsze dziecko tych czterech facetów (że nie zacytuje z obawy
o niepoprawność polityczną Bohdana Tomaszewskiego) właśnie w tej chwili
wypuszczane nakładem Time To Kill Records. No i cóż mnie tak niby
zafascynowało? W zasadzie hardcore’a słucham jedynie przy okazji festiwalowych
spędów, bo od jakiegoś czasu uważam, że ta muzyka, w dobrym wykonaniu, na żywca
potrafi druzgotać równie mocno jak death, black czy thrash, a czasem nawet
mocniej. No i słuchając tych trwających łącznie niecałe pół godzinki trzynastu
piosenek aż mnie wyobraźnia poniosła i zapragnąłem znaleźć się gdzieś pod sceną
na otwartym powietrzu, w tumanach kurzu, tudzież klejącym się wkurwiająco do
obuwia błocie. Straight Opposition dość fajnie kombinują, poza typowymi rytmami
do poskakania wprowadzając do swojej muzyki elementy nieoczywiste, chwilami zahaczające
wręcz o goregrind albo z drugiej strony zapędzające się w rejony punkowe czy
punkrockowe. Są nawet momenty mogące kojarzyć się znacząco z wcześniejszym
Napalm Death ale też nie brak na tej płycie utworów wolniejszych, z mocno
wkręcającymi się w łeb akordami. Są też
numery do pośpiewania, jak choćby bardzo melodyjny „Delusion of Omnipotence” z
czystymi wokalami w refrenie i bardzo chwytliwym dysonansem w tle. Można
powiedzieć, że ten album to zgrabnie wyważona mieszanka trotylu z pierzem, jak
nie pierdolnie, to przyjemnie ulula. Dla zmęczonego wielogodzinnym
poszukiwaniem człowieka, takiego jak ja, „Path of Separation” (przy okazji,
tytułowy, mówiono-śpiewany numer też mocno zapada w pamkę) jest dziś niczym
haust powietrza, łyk wody po maratonie. Czy będę o tym wydawnictwie pamiętał
jutro? Tak! Myślę, że jeszcze kilka razy do niego wrócę, bo to naprawdę ciekawa
rzecz. A bym się, kurwa, nie spodziewał.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz