niedziela, 20 marca 2022

Recenzja Desolate Shrine “Fires of the Dying World”

 

Desolate Shrine

“Fires of the Dying World”

Dark Descent Rec. 2022

Z Desolate Shrine ewidentnie mam jakiś problem. Polega on na tym, że począwszy od debiutanckiego „Tenebrous Towers” śledzę na bieżąco losy zespołu i dosłownie przy każdej okazji, gdy pojawia się nowa pozycja w ich dyskografii obiecuję sobie, że w końcu się wezmę i zaopatrzę w ich wydawnictwa. Po czym… o zespole zapominam, aż do następnego razu. Teraz gdy słucham „Fires of the Dying World” znów mam ochotę wpisać Finów na listę życzeń, bo po raz kolejny nagrali materiał solidnie kruszący kości. Fiński, walcowaty death metal. Krypts, Lie In Ruins, Corpsessed, Cryptborn. Jeśli te hasła robią na was wrażenie, to zapewne i Desolate Shrine doskonale znacie, nie tylko ze względu na koneksje personalne, bo nie da się zaprzeczyć, że i muzycznie wszystkie te zespoły mają ze sobą co nieco wspólnego. Tym czymś jest charakterystyczny północny ciężar połączony z niepowtarzalną melodyka, powodującą, że wojenne wizje pojawiają się przed oczami nawet bez potrzeby włączania telewizora. Desolate Shrine po raz kolejny dają dowód, że potrafią mocno docisnąć mocarnym zwolnieniem jak i rozrzucić po najbliższej okolicy atakującymi znienacka blastami. Bez wątpienia przyznać trzeba, iż helsińskie trio spory nacisk kładzie na różnorodność. W ich utworach nie ma monotonii, harmonie często płynnie przechodzą z agresywnych w nieco tajemnicze i nastrojowe, tłuste riffy opadają niczym kotara pozostawiając na scenie pozwalającą na chwilę oddechu gitarę akustyczną. Czasem rolę pierwszoplanową przejmie chroboczący złowrogo bas, gdzieś w tle przewinie się krótki element klawiszowy,  a gardłowe wokale urozmaicane są, choć raczej w niewielkich ilościach, innymi formami ekspresji. Najistotniejsze jednak, że mimo tych drobnych przeszkadzajek muzyka Desolate Shrine to wciąż stuprocentowy śmierć metal o ponadprzeciętnej wadze. Tu spora, oczywiście, zasługa brzmienia, które, standardowo już chyba w przypadku zespołu, jest w chuj dociążone i masywne, ale bynajmniej nie duszne. Jest idealnym przykładem na to, jak można wszechogarniać dźwiękiem a jednocześnie utrzymać wszystkie instrumenty na doskonale czytelnym poziomie. No cóż, każdy, kto ma na półce poprzednie longi Desolate Shrine także i nowy może brać w ciemno, bo panowie trzymają mocno poziom i ani myślą odpuszczać. A ja idę poszperać w kurtce, bo gdzieś tam chyba mam karteczkę z listą zakupów. Może tym razem się uda Finów zanabyć, bo ileż razy mogą udowadniać, że warto?

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz