DEAD SOUL ALLIANCE
„Behind the Scenes”
Bitter
Loss Records 2021
Kurwa,
jak ja uwielbiam takie płyty! Szczere, nagrywane z potrzeby serca, bez parcia
na szkło, bez oglądania się na trendy, elektorat, słupki popularności i wyniki
sprzedaży. Idealnym wręcz przykładem dla zobrazowania mych powyższych słów jest
pierwsza pełna płyta kanadyjskiego duetu Dead Soul Alliance, jaka w drugiej
połowie Anno Bastardi 2021 ukazała się pod sztandarami Bitter Loss Records.
„Behind the Scenes”, bo to właśnie o nią się tu rozchodzi, to 9 wałków
konkretnego, rzetelnego, solidnego Metalu Śmierci starej szkoły gatunku, który
potrafi niezgorzej jebnąć słuchaczem o glebę. Gwałtowne bębny sieją dziki, zagęszczony, maniakalny rozpierdol, ale i
przykurwić delikwenta do gleby masywnym zwolnieniem także potrafią, i to bez
ostrzeżenia. Tłusty bas o chropowatych krawędziach wspomaga je wydatnie
zapewniając tej płycie miażdżący groove. Mięsiste, intensywne, grube, brutalne
riffy przeplatane klasycznymi, piłującymi trzewia solówkami mielą bezlitośnie,
a rasowe, książkowe wręcz w swej formie i sile wyrazu, nasycone ropną
wydzieliną, gardłowe growle wyśmienicie wieńczą to urodziwie tradycyjne, Death
Metalowe dzieło zniszczenia. Gdzieniegdzie przewijają się jadowite zagrywki
zaczerpnięte z korzennego Thrash’u oraz złowieszcze melodie, co jeszcze
bardziej podkręca moc i siłę rażenia tego dewastującego wszystko wokół
napierdolu. Brzmienie, jak na Old School Death Metal przystało jest bezlitosne,
soczyste, zaprawione odpowiednią ilością brudu, ciepłej krwi i świeżych wnętrzności, ale równocześnie bez większych problemów można
w tej bezwzględnej gęstwinie usłyszeć, co rzeźbią poszczególne instrumenty i
rozkoszować się tym do woli. Pierwszy pełniak Dead Soul Alliance to żadna
rewelacja ani gatunkowe odkrycie. To po prostu kompletny, ciężki, drapieżny,
satysfakcjonujący i brutalnie skuteczny album inspirowany latami 90-tymi, w
którym możemy odnaleźć subtelne echa twórczości Vader, Asphyx, Unleashed,
Dismember, Grave, Benediction, czy Amorphis z czasów „The KarelianIsthmus” z
delikatnym muśnięciem zgnilizny pokroju CannibalCorpse, czy Cianide. W chuj
podoba mi się ten nieudawany, wiarygodny, kanoniczny wręcz, śmiertelny
wypierdol i uważam, że każdy maniak Old School Death Metalu powinien zapoznać
się z tą płytką. Mnie te dźwięki w każdym razie zrobiły z dupy krwistą mielonkę
i nic więcej dziś do szczęścia mi nie potrzeba. Zajebiście przyjemna płytka.
Czekam na więcej.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz