czwartek, 17 marca 2022

Recenzja DEAD SOUL ALLIANCE „Behind the Scenes”

 

DEAD SOUL ALLIANCE

„Behind the Scenes”

Bitter Loss Records 2021

Kurwa, jak ja uwielbiam takie płyty! Szczere, nagrywane z potrzeby serca, bez parcia na szkło, bez oglądania się na trendy, elektorat, słupki popularności i wyniki sprzedaży. Idealnym wręcz przykładem dla zobrazowania mych powyższych słów jest pierwsza pełna płyta kanadyjskiego duetu Dead Soul Alliance, jaka w drugiej połowie Anno Bastardi 2021 ukazała się pod sztandarami Bitter Loss Records. „Behind the Scenes”, bo to właśnie o nią się tu rozchodzi, to 9 wałków konkretnego, rzetelnego, solidnego Metalu Śmierci starej szkoły gatunku, który potrafi niezgorzej jebnąć słuchaczem o glebę. Gwałtowne bębny sieją dziki,  zagęszczony, maniakalny rozpierdol, ale i przykurwić delikwenta do gleby masywnym zwolnieniem także potrafią, i to bez ostrzeżenia. Tłusty bas o chropowatych krawędziach wspomaga je wydatnie zapewniając tej płycie miażdżący groove. Mięsiste, intensywne, grube, brutalne riffy przeplatane klasycznymi, piłującymi trzewia solówkami mielą bezlitośnie, a rasowe, książkowe wręcz w swej formie i sile wyrazu, nasycone ropną wydzieliną, gardłowe growle wyśmienicie wieńczą to urodziwie tradycyjne, Death Metalowe dzieło zniszczenia. Gdzieniegdzie przewijają się jadowite zagrywki zaczerpnięte z korzennego Thrash’u oraz złowieszcze melodie, co jeszcze bardziej podkręca moc i siłę rażenia tego dewastującego wszystko wokół napierdolu. Brzmienie, jak na Old School Death Metal przystało jest bezlitosne, soczyste, zaprawione odpowiednią ilością brudu, ciepłej krwi i świeżych wnętrzności, ale równocześnie bez większych problemów można w tej bezwzględnej gęstwinie usłyszeć, co rzeźbią poszczególne instrumenty i rozkoszować się tym do woli. Pierwszy pełniak Dead Soul Alliance to żadna rewelacja ani gatunkowe odkrycie. To po prostu kompletny, ciężki, drapieżny, satysfakcjonujący i brutalnie skuteczny album inspirowany latami 90-tymi, w którym możemy odnaleźć subtelne echa twórczości Vader, Asphyx, Unleashed, Dismember, Grave, Benediction, czy Amorphis z czasów „The KarelianIsthmus” z delikatnym muśnięciem zgnilizny pokroju CannibalCorpse, czy Cianide. W chuj podoba mi się ten nieudawany, wiarygodny, kanoniczny wręcz, śmiertelny wypierdol i uważam, że każdy maniak Old School Death Metalu powinien zapoznać się z tą płytką. Mnie te dźwięki w każdym razie zrobiły z dupy krwistą mielonkę i nic więcej dziś do szczęścia mi nie potrzeba. Zajebiście przyjemna płytka. Czekam na więcej.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz