INANNA
„Void Of Unending Depths”
Memento Mori 2022
Chilijska Inanna właśnie atakuje czwartym
pełniakiem w swojej ponad 25-letniej karierze. Do tej pory dane mi było
usłyszeć jedynie wydany dekadę temu „Transformed In A Thousand Delusions”,
który zwrócił moją uwagę dość ambitnym podejściem do death metalu. Dalekie to
było do południowoamerykańskiej furii i pierwotnej agresji, zamiast zaś
proponuje muzykę rodem z post-schuldinerowej szkoły. Nie, żebym na „Void Of
Unending Depths” czekał z wypiekami, ale ciekaw byłem co tam Chilijczyki
wysmażą i – jak się okazuje – czekać było warto. Grupa poszło mocno do przodu,
zarówno w aspekcie kompozytorskim jak i warsztatowym. W twórczości Inanny można
odnaleźć w zasadzie death metal w każdym możliwym odcieniu. Trzon tu stanowi
stara, okołotechniczna szkoła spod znaku późnego Death i Nocturnus mocno
podbarwiana melodyjnością wczesnego Arsis. Nie ma tu żadnych przaśnych
szwedzkich czy fińskich melodyjek, żadnych melorefrenów, czy stadionowych hitów
dla Niemców, jest za to spora dawka rozbudowanych, czytelnych, pozbawionych
brutalności riffów, których źródeł można by upatrywać w dziełach pokroju
„Symbolic”, „Thresholds” czy „A Celebraton Of Guilt”. Ciężar brzmieniowy
zawarty na „Void Of Unending Depths” nie epatuje brutalnością, grobem i klimat,
a raczej jest narzędziem do intelektualnego rozkładania kawałków na czynniki
pierwsze. Pomimo sporego żonglowania tempem i dużej ilości szybkich partii
często nawiązujących do thrashowych czy blackowych tradycji trudno mi określić ten
album jako szczególnie dziarski, który swoją dynamiką sprawiałby, że słuchacza
roznosi po mieszkaniu. Powiedziałbym, że czwarty krążek Inanny to raczej bardzo
dobra układanka intelektualna z mnóstwem ciekawych pomysłów, harmonii i
motywów, które analitycznie łechtają odbiorcę. Jest miejsce na melodie, na
klasykę, na dysonanse, na black, na thrash, wszystkie mądrze i z umiarem
dawkowane, tak aby nie obrzygać słuchacza jednorodnością. Myślę, że największym
problemem tego wydawnictwa, czymś co odziera go z dramaturgii jest wokal.
Zarówno growl jak i te bardziej skrzeczane partie, choć stanowią urozmaicenie
dla siebie, są mocno jednowymiarowe, monotonne i nie dynamizują, a wręcz hamują
instrumentalny impet tego wydawnictwa. Szkoda, bo słuchając kolejnych kawałków
trudno mi przejść obojętnie obok ciekawej sekwencji riffów, błyskotliwego sola,
interesującego zwolnienia, czy akustycznego fragmentu zgrabnie wkomponowanego w
kolejny motyw. Brzmienie jest nienaganne, pasujące do zawartości muzycznej tego
krążka, selektywne, ale nie przesadnie czyste. „Void Of Unending Depths” jest
bardzo dobry i bardzo ciekawym wydawnictwem, choć woje wady ma. Pomników ku
chwale nikt tutaj stawiać nie będzie, ale jeśli ktoś by chciał posłuchać
twórczego i pomysłowego przetworzenia klasycznie deathmetalowej przeszłości ten
śmiało powinien po ten matex sięgnąć. Niegłupia, ciekawa muzyka, przy której
można spędzić co najmniej kilka frapujących seansów z głośnika. Polecam i
zachęcam do posłuchania.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz